23 listopada 2008

szklanka...

Weekend był bardzo dziwny. W Piątek szło mi jak nigdy, ale za to było cholernie nudno. Wszystkie kursy takie same. Ludzie drętwi. Ogólnie nic ciekawego. Sobota była diametralnie inna. Zleceń było mało, za to trochę się działo. Fajfusy dbające o drogi w Łodzi jak zwykle dały dupy, jednak jak dla mnie mogłoby ich zupełnie nie być. Miasto na drogach pokryło się lodem, wszyscy wytrawni kierowcy zaczęli wlec się jak sranie, tylko ja miałem zabawę. Każdy zakręt, bokiem. Zimówki dawały radę. Przed i po każdym zleceniu miałem 5 minut dla siebie - kręcenie piruetów, latanie bokami. Było pięknie. Najlepszą zabawę zaliczyłem na Potokowej. Dobre 30 minut jeździłem w tę i we w tę. Pod górę by strzelić popisa na szosie i w dół żeby polecieć bokiem. To jednak nic. W drodze pod adres na Kalonkę zaliczyłem prawdziwą przygodę. W poszukiwaniu adresu niechybnie zjechałem jakieś 30 metrów w dół lasu po asfaltowej drodze. Jakie było moje zdziwienie kiedy nie dało się już cofnąć. Koła obracały się do tyłu a samochód jechał jednocześnie do przodu w dół. Wymyśliłem więc, że odwrócę się. Stanąłem w poprzek drogi, samochód ani nie chciał jechać w przód ani w tył. Dupa powoli ześlizgiwała się do rowu. Pomyślałem, że jak wpadnę choćby jednym kołem to nie będzie już wyjścia. Nawet ojciec mnie nie wyciągnie, bo niby jak. Plan był jeden - zjechać na dół. Tam też wykręcenie potrwało, jednak najlepsza była wspinaczka pod górę. 400m wjeżdżałem dobrych parę minut. Mimo rozbiegu, do szczytu brakło kilkudziesięciu metrów. Najciekawsze że ten odcinek wracałem z powrotem tyłem. Praktycznie noga była non stop na hamulcu a auto i tak jechało. Drugie podejście mało nie skończyło się podobnie. Na szczycie miałem już 4000 obr. a jechałem praktycznie w miejscu. Łapiąc pobocze wspiąłem się jednak na górę. Wszystko trwało 40minut. Słowa tego nie oddadzą, ale było kilka chwil, kiedy myślałem, że tej nocy tam już nie wyjadę. Nauczyłem się również paru rzeczy dzięki temu wydarzeniu...

... w niedzielę, wybrałem się z rodzicami na spacer do Parku Dell'a. Piękna zimowa aura i zaśnieżone pola i ścieżki. Największą jednak frajdę miały psy...






2 komentarze:

wyrzuć to z siebie...