30 grudnia 2012

weekendowa przejażdżka...

Jakaś leniwa była ta sobota. Niby pracę zacząłem już o 11:00 ustawionym kursem, ale potem czekanie na postoju było jak chińskie tortury. Są takie dni, w których nie mogę wysiedzieć. Męczy mnie jakaś myśl. Często jednak zagłuszam ją zwykłym stwierdzenie - "uspokój się, potrzebujesz sosu, więc siedź z dupą". Tym razem nie pomogło, szczególnie, że o jedną rzecz prosił mnie Wujaszek. Dlatego też, w końcu odpaliłem Lagunę i uderzyłem na działkę. Lodówka stała grzecznie na dworze, na plus dwóch stopniach...

...tutaj warto wspomnieć, że jeszcze przed pierwszymi śniegami zabezpieczyłem wiatę, pod którą zimę pierwszy raz spędza Białas. Muszę oddać sprawiedliwość ojcu, dzięki któremu to zrobiliśmy. Tata kupił plandekę i zmotywował mnie do pracy. sam chyba bym się nie zebrał. Roboty na 2 godziny, a efekt całkiem dobry. Ani śnieg, ani deszcze nie nakurwia już na auto, a to już dużo...

...fotki nie są aktualne, pochodzą z pierwszej połowy grudnia...





...plan był prosty - rozruszać Niemca. Ostatnio go tylko przepaliłem, a teraz chciałem podskoczyć nim na stację i zatankować pod korek. Myślę, że pełny zbiornik przy dłuższym staniu to mimo wszystko lepszy pomysł niż marnych parę litrów. Benzyna z olejem na pewno lepiej zabezpiecza blachę baku przed korozją...

...byłem zaskoczony, jak Burger szybko zagadał. Akumulator kręcił jak złoto, a paliwo z gaźnika chyba wolniej odparowuje niż przed remontem. Na to auto można naprawdę liczyć....

...podbiłem na moją ulubioną stację i zastosowałem się do maksymy - "pierdolę kryzys, poproszę do pełna"...






 ... no cóż, mając auto nabite na full, nie mogłem powstrzymać się od drobnego chillout'u. Wyszło tego łącznie 50km, ale wrażenia jak zwykle bezcenne. Skręcone karki przechodniów, którzy urywali kręgi szyjne od wodzenia wzrokiem, wybite kciuki wyciągane w górę i słowa gratulacji na skrzyżowaniach. Lubię ten stan...

...ewenement w ruchu ? Tak - raz to auto na drogach to już rzadkość, dwa to właśnie auto poniżone do granic rozsądku, trzy - klasyczne auto wyciągnięte pod koniec grudnia. Fajnie mieć taką opcję, nawet o tej porze roku....

...weekendowa przejażdżka podziałała energetyzująco - podbiła moje ego, dodała otuchy i zachęciła do pracy przy furze, a daję słowo, zbieram siły na kolejny etap...

27 grudnia 2012

hołd twórcom...

Rap zawsze był dla mnie bardzo ważny. Chowałem się w nim ilekroć był jakiś problem. Od samego początku, w którym nakreśliły się ostatecznie moje gusta i preferencje muzyczne, starałem się kupować oryginalne płytki. W pewnym sensie była to mania, moja i mojej siostry. Często składaliśmy się na nowe CD'ki szukając ich po sklepach muzycznych, salonach Empik'u, regałach MediaMarkt czy nawet zwykłych hipermarketach. Jak miałem wydać kasę na głupoty, to wolałem kupić kolejną płytkę. Byliśmy z Aśką pochłonięci rapem i całą kulturą towarzyszącą temu społecznemu zjawisku...

...byłem tak owładnięty chęcią posiadania kompaktów i zachowaniem ich na całe lata bez najmniejszych oznak zużycia, że oryginał kopiowałem na czystą płytkę, a nowy świeżutki krążek trafiał na regał. Pozostało mi to do dziś. Płyty używam raz w momencie przegrania jej na dwa rodzaje plików: bezstratne .wma oraz najlepszej jakości mp3. Z jednymi ze względu na jakość zapoznaję się w domu, drugich pod kątem wagi i formatu rozpoznawalnego przez większość urządzeń, słucham w aucie i innych odtwarzaczach przenośnych...

...nigdy nie goniłem za nowościami, ale w czasach, kiedy nie było internetu, a dla radia ten gatunek nie istniał, tylko zakup płyty gwarantował zapoznanie się z całym repertuarem danej grupy. W ten sposób, niestety zaliczaliśmy z siostrą niejednokrotnie wpadki. Bowiem po kupnie wydawnictwa, okazywało się, że album jest słaby albo wręcz mierny - co było zrobić...

...wszystko zmieniło się w erze wszechobecnych cyfrowych nagrań. Praktycznie każdą płytkę można było ściągnąć albo przynajmniej przesłuchać. Nie powiem, bo i dziś zdarza się, że zasysam z netu płyty, zapoznaje się z nagraniami np. na YouTube'ie ale nie zmieniło się jedno - kupuję oryginały. Teraz robię to jak najbardziej świadomie, oddając pewnego rodzaju hołd twórcom. Nabywając dany album wyrażam szacunek jaki włożyli oni w stworzenie danej płyty. To istne podziękowanie za możliwość wsłuchania się w słowa, muzykę, zatracenie się w tej drugiej, równoległej rzeczywistości...

...przy okazji nadchodzących świąt, ale i już jakiś czas temu, zrobiłem sobie parę prezentów. Zaopatrzyłem się w płyty, które doceniłem, a których przede wszystkim lubię słuchać. Większość z nich znałem i posiadałem na kompie, ale nie oddałem niezbędnej czci twórcom. Ostatnio naprawiłem te błędy powiększając swoją dyskografię...

...o płycie Grammatik'a "Światła Miasta" pisałem już kiedyś. Wywarła na mnie ogromny wpływ, pokazała inne oblicze tej muzyki. Gatunku który jest dziś tak pojemny, że może niemal jako jeden zadowalać nasze oczekiwania, wypełniać przestrzeń dźwiękami które ubóstwiamy. Rap dziś czerpie z tak wielu inspiracji kopiując je i wykorzystując w podkładach, że często możemy spokojnie zdać się tylko na te nagrania. To przeogromny i chyba niezauważalny przez większość fenomen tej sztuki, że chcąc zaakcentować to jako coś niesamowitego chciało by się powiedzieć - muuuzyka...

...wracając do sedna - oczywiście posiadam oryginalny compact disc "Świateł", ale nie mogłem się oprzeć zakupowi reedycji, zarówno w wersji oryginalnej jak i instrumentalnej. Nie potrafię tego wytłumaczyć - nietypowy dla mnie irracjonalizm...




...jak widzicie, jest to zestaw niemal klasyczny i bardzo ważny dla każdego fana rapu. Tak samo jak dyskografia jednego z moich ulubionych Twórców - Eldo...




...wśród swoich zbiorów posiadam także takich wykonawców jak: O.S.T.R., Pezet i grup jak: Thinkadelic, Kaliber 44, Molesta, Wzgórze YaPa3. Na wszystkich się wychowałem, a większość wykonawców, którzy tworzą do dziś nie zawodzi moich oczekiwań i przyzwyczajeń...










...z pewnego rodzaju sentymentu jak i szacunku do umiejętności jakie przedstawia ten typ, mam również kolekcję nagrań Noon'a - członka legendarnej grupy Grammatik...





...i tak chcąc być fair w stosunku do tych niemal pisarzy, ostatnio dość mocno zasiliłem zbiory o: fenomenalną płytkę Łony i Webera "Cztery i Pół", koleżki o ksywie Małpa, którego notabene podbił mi Wujek, składu Tabasko z Ostrym na czele, trochę rozczarowującego trackami, składu Parias, singlem innym niż wszystkie poprzednie Tymona i w końcu krążkiem Mikołaja Bugajaka, który przestał lub wstrzymał czasowo tworzenie nagrań pod ksywą Noon i popełnił inną, ale równie fenomenalną płytę - Dziwne Dźwięki i Niepojęte Czyny. Płytę, którą Wujek uważa, za wydaną przedwcześnie, która póki co nie sprawdzi się na rynku. I chyba tak jest. Jeszcze nie do końca ją odbieram, bo za każdym razem odkrywam w niej coś innego. Raz jest chłodna i stonowana, by innym razem płonąć żywym ogniem i sprawiać, że czuję się nią wyczerpany...




...sądziłem, że jestem wierny tylko rap klasykom. Ludziom którzy wykuwali ten styl na polskiej ziemi, twórcom, posiadającym nieprzerwane pokłady determinacji sprawiające, że zaszczepili oni w takich jak my, zwykłych śmiertelnikach - miłość...

...myliłem się, ponieważ takim odkryciem ostatniego czasu jest Miuosh. Kupiłem jego całą dyskografię. Polecam zapoznanie się z jego twórczością. To kolejny fenomenalny konstruktor deklamowanych poematów...




...czas świąt wpłynął na mnie pozytywnym destruktywizmem, może dlatego, że w ramach dokonywania zakupów licznych prezentów, chcielibyśmy zadowolić też samych siebie. Pewnie coś w tym jest, bo normalnie nie wydałbym kasy na taką ilość pozycji. Tytułów nowym i tych całkiem znanych, których po prostu nie posiadałem. Wszystko co kupione było tego warte, choć nie z każdą płytą zapoznałem się dostatecznie dobrze. W przyszłości jeszcze do nich wrócę, gdyż niektóre pozycje są pewnego rodzaju kolejnymi odkryciami...








...uwielbiam moment kiedy rozpakowuję płytę i wkładam ją do odtwarzacza na to pierwsze i jedyne zapoznanie. Emocje są ogromne, jeszcze większe, kiedy albumu nie znam, lub kojarzę tylko parę numerów. Dopiero wtedy słyszymy wszystko lepiej, a układ utworów stanowi jedną, dobrze przemyślaną całość. Kocham ten moment...

...a o to cała kolekcja płyt, które posiadam. Do niektórych nie zajrzałem od lat, inne stale goszczą np. w moim aucie. W każdym razie to kawał historii i niezliczona ilość niesamowitych wspomnień...





...i do wszystkich, którym przyszło to na myśl - nie, nie pożyczam płyt, nie wysyłam również tracków w postaci cyfrowej. Miejcie litość, artyści też muszą z czegoś żyć. Jeśli cenicie efekt jaki osiągnęli, to wypadałoby ich wesprzeć, co nie jest takie trudne - "kupujcie polskie rap płyty"...


24 grudnia 2012

życzę Wam...

Zdrowych, radosnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia z dala od zmartwień i trosk dnia codziennego, dla Was i Waszych najbliższych. Oby ten świąteczny czas był momentem wytchnienia, odpoczynku i czasem spędzonym z tymi, których kochacie najbardziej na świecie. Niech Święty Mikołaj przyniesie każdemu wymarzone prezenty, zarówno małym, większym, jak i tym całkiem duuużym dzieciom :D
...a tak po za tym, to Życzę Wam, abyście mieli na tyle dużo siły aby sobie samemu zarobić na wszystkie te rzeczy, które chcecie kupić lub stworzyć. Jak nie weźmiecie się do roboty, życzenia na nic się nie przydadzą - dobrze o tym wiem...
Pozdrawiam Wszystkich serdecznie i bardzo świątecznie :)
 

                                                                         WESOŁYCH ŚWIĄT
 

22 grudnia 2012

wykuwam warsztat...

Nigdy nie dajcie sobą bezwolnie kierować. Nie dajcie sobie wmówić, że wiedzą od Was lepiej. Że chcą decydować za Was, dla Waszego dobra. Nie mają prawa, mogą doradzić, powiedzieć co myślą, ale nie mają prawa podejmować decyzji...

...kończąc podstawówkę w ósmej klasie, a szedłem jeszcze tym fajnym, starym systemem, zupełnie nie wiedziałem gdzie iść dalej. Nie miałem żadnych zainteresowań. Bowiem jakie może mieć 15'sto latek - klocki Lego, Matchbox'y, modele samochodów, które wtedy, tak namiętnie sklejałem ? Może to była jakaś podpowiedź, ale chyba zbyt delikatna, aby na jej podstawie wysnuwać jakiekolwiek wnioski. Skoro nie widziałem co jest dla mnie dobre, rodzice popchnęli mnie do Liceum Ogólnokształcącego. Chciałem iść do technikum samochodowego z ówczesnym najlepszym przyjacielem, ale ojciec uważał, że to nie wypada aby jego syn kończył szkołę o "takim" standardzie. W duchu zapewne nie chciał abym został takim sam jak on, robolem...

...o ile w podstawówce leciałem na czerwonych paskach, dostawałem wyróżnienia i liczne dyplomy za wyniki w nauce, tak od trzeciej klasy liceum notowałem już wyraźne tendencje zniżkowe. Teraz to jasne, że powodem był Wartburg, choć wtedy tego nie wiedziałem. A przecież ja nie miałem czasu na nic innego, niż auto, prowadzenie strony Klubu Wartburga, rozmowy z ziomkami czy przeszukiwanie netu. Trzeba tu wspomnieć, że były to czasy modemów i drogich rozmów telefonicznych. Limit trzech godzin dostępu jaki posiadałem, pożytkowałem na szperanie w sieci. Strona po stronie, zdjęcie po zdjęciu. Chłonąłem to auto, klimat i całą tą filozofię posiadania klasyka. Gromadziłem fotografie, spisywałem fakty, daty, miejsca, nazwiska, a czasami sam tłumaczyłem artykuły dostępne w języku angielskim. Strona Klubu w pewnym momencie stała się jedną z lepszych witryn w sieci, a na pewno najlepszą w Polsce. Remont auta, powoli acz systematycznie też posuwał się do przodu...

...w szkole przestałem sobie radzić. Ciągłe korki z chemii, matematyki. Zagrożenia głównie z przedmiotów ścisłych, które przecież nigdy nie były dla mnie problemem. W pewnym momencie doszło do tego, że nie zdać mogłem nawet z angielskiego, który przecież był moją najmocniejszą stroną. Zacząłem uciekać w wagary. Co na nich robiłem ? Pisałem artykuły np. o mieście Eisenach, zamku Wartburg. Wszystko co znalazłem w książkach dostępnych w bibliotece Piłsudskiego. To tam się ukrywałem spędzając całe dnie. Tydzień za tygodniem chodziłem tam na 8:30 by wyjść około godziny 14:00 i wrócić do domu jak gdyby nigdy nic. Dziwny typ powiecie. Na wagary do biblioteki ?!?! Ucieczka od wiedzy w inną wiedzę. Nietypowe - mocno nietypowe...

...prawdopodobnie przez wszystkie te braki w materiale nie zdałem matury ustnej z języka polskiego. Przyznam, że pytania które wylosowałem naprawdę należały do najtrudniejszych, ale kto wie jak byłoby gdybym przykładał się do nauki. W wakacje przygotowywałem się do poprawki, ale ponownie godziłem to z remontem. Rodzice tym razem mieli mnie już na oku i zaczęli kontrolować moje postępy w nauce, jak również pomagać mi w odbudowie Reda. Kolejny egzamin zdałem śpiewająco, ale z jednego problemu narodził się kolejny. Wszystkie miejsca na uczelniach były już zajęte. Należy dodać w tym miejscu, że jestem z rocznika wyżu demograficznego, dlatego tym bardziej było ciężko o cokolwiek. Dodatkowo, niemal jak bumerang powróciło do mnie pytanie o to - co chce w życiu robić. Czym się interesuję, co mnie kręci, w czym się sprawdzam. Heh. Był tylko Wartburg i cała towarzysząca mu otoczka. Miałem zostać spawaczem, lakiernikiem, blacharzem, a może administratorem stron internetowych ? Sam nie widziałem. Jeszcze wtedy tego nie odkryłem...

...ojciec widząc, że się miotam i najchętniej nie podejmował bym żadnych decyzji i nie robił nic, powiedział "idź na Marketing i Zarządzanie. Masz do tego dryg. Lubisz kontakt z ludźmi, umiesz zjednywać sobie ich przychylność, działać w grupie, a jak trzeba kierować nimi". Pierwsze próby sprzedaży rożnych gratów i drobiazgów na Allegro według niego dowodziły słuszności tej tezy...

...pierwsze trzy czy cztery semestry szły mi całkiem nieźle. Czwórki, piątki, nieliczne trójki, a czasem jakieś poprawki z co trudniejszych egzaminów. Była to jednak norma na tym kierunku. Nie byłem w tym mocny, ale też nie odstawałem od reszty. Gdyby nie matematyka, z którą miałem zajebiste problemy, to może skończył bym te cholerne studia. Macierze, całki, ciągi, prognozowanie, statystyka, to był mój chleb powszedni. Niezaliczony egzamin z II semestru wisiał nade mną aż do 3 roku. W efekcie udało mi się go w końcu zaliczyć, ale zniechęcony całym kierunkiem, widmem jeszcze dwóch lat nauki, uciekając z zajęć w auto i bibliotekę, zacząłem łapać tyły. Kolejne niezaliczone egzaminy, warunki, sesje poprawkowe. W końcu poległem ostatecznie. To jednak nie było w tym wszystkim najgorsze, ponieważ takie rzeczy zdarzają się wielu. Porażką było to, że nie potrafiłem powiedzieć o tym fakcie rodzicom. Nawet nie wiecie jak bardzo zawiodłem ich oczekiwania. Ten cały nacisk, ciśnienie jakie wywierali mając nadzieję, że będę pierwszą osobą w rodzinie z wyższym wykształceniem. Widmo przyznania się do porażki było nie do zniesienia. Brnąłem w kłamstwo coraz mocniej. Przez ponad rok tylko udawałem, że chodzę na wykłady, a tak naprawdę szukałem sobie rożnych zajęć aby jakoś wypełnić czas. Przeszukanie wszystkich roczników pisma Motor - od roku '52 aż po rok 2000, było właśnie tego efektem...

...podczas wakacji 2005 wyjechałem do Anglii w poszukiwaniu pracy. Wierzcie mi, że gdyby nie tęsknota za domem i miłość do Wartburga, to bym tam został, bo po za tym do czego miałbym wracać ? Plusów tego wyjazdu było kilka. Pękła bańka kłamstwa w jakiej żyłem. Nie mając odwagi, powiedziałem o tym fakcie swojemu ojcu przez telefon. Inaczej jeszcze długo nie umiałbym mu spojrzeć w oczy i wyznać prawdy. Na początku nie odzywał się do mnie, ale po jakimś czasie wszystko się jakoś unormowało. Po za tym, to nie dość, że z wyjazdu przyjechałem zarobiony, to również wyposażony w cenne lekcje, życiowe nauczki, ciekawe doświadczenia i na pewno pewnego rodzaju dojrzałość. Co najważniejsze dorosłem do podjęcia kolejnej decyzji - szkoda, że kolejnej nietrafionej. Zmieniłem studia. Stosunki Międzynarodowe to znowu nie było to. Jednak zorientowałem się o popełnionym błędzie dopiero po niecałych dwóch semestrach. Ponownie pod koniec i tego etapu zacząłem je olewać. Ponieważ dorywcze prace jakie łapałem już nie wystarczały do pokrywania czesnego, pomyślałem o pójściu na taksówkę i zrobiłem wtedy odpowiedni kurs, zakończony zdanym egzaminem z topografii miasta. Nie od razu jednak skorzystałem z tej opcji. Znowu nie widziałem co robić. Znowu...

...minęło trochę czasu, kiedy tak sobie studiowałem, trochę udawałem, trochę myślałem co dalej. W końcu jednak podjąłem decyzję, że kupuję auto i wyrabiam licencję. Uzbroiłem auto i zacząłem pracę na taryfie - dokładnie 2 lutego 2007 roku. Kasa była tak zajebista, że nie miałem zamiaru myśleć o studiach. Tym razem jak tylko skreślono mnie z listy studentów poinformowałem o tym rodziców. Zdecydowałem, że rzucam szkołę i biorę się do pracy na poważnie. Nie musiałem się mocno przemęczać aby wyjść na swoje. Wszystkie zakupy poważniejszego sprzętu do garażu pochodzą właśnie z tego okresu. Jeśli po uregulowaniu wszystkich rachunków, opłat i zobowiązań nie zostawało mi 1500-2000zł, to uważałem miesiąc za chujowy...

...zaczęło mi jednak czegoś brakować. Nie umiałem tego określić, nazwać po imieniu. To było uczucie, które gdzieś zakorzenione głęboko w moim sercu naciskało na umysł sprawiając wrażenie jakiejś nieocenionej pustki. Czegoś tajemniczego i nienazwanego. Było to poczucie jakiegoś braku, przegapienia pewnego etapu. Wreszcie silne poczucie bycia gorszym, bez powodu. Dopiero po dwóch latach pracy odkryłem czym to wszystko jest. Charakter tej roboty, jak żaden inny pozwalał na dumanie, ciągłe myślenie, ocenianie sytuacji i wysnuwanie wniosków. Brakowało mi do szczęścia studiów...

...pod koniec roku 2008 rozpocząłem prowadzenie tego bloga. Wyrażałem myśli, wylewałem żale na cały świat, za to jaki jest dla mnie okrutny. Liczyłem na jakąś durną łaskę. Od kogo ? Nie wiem tego dziś, nie wiedziałem i wtedy. Nie wiem w którym momencie, a pewnie gdzieś to opisałem, wreszcie ocknąłem się z tego marazmu i zabrałem do konkretnej pracy nad samym sobą. Po nieco dwóch latach zacząłem ogarniać swoje życie. Zacząłem przede wszystkim od postawienia sobie celu, który realizuje do dziś - "mów zawsze prawdę". Przestałem kłamać, zakończyłem oszukiwanie siebie. Poprawiłem relacje z rodziną, ze znajomymi, przyjaciółmi. Pierdolnąłem Klub Wartburga skupiając się na autorskim projekcie. Rzucić tego zupełnie nie potrafiłem - pomimo wszystko :) Jak się okazało, to właśnie stworzenie od podstaw serwisu WartburgRadikalz dało mi do myślenia. Tworząc kolejne artykuły, niezliczone ilości wstępów do kolejnych działów wreszcie to do mnie dotarło. Ja umiem pisać i cholera, to sprawia mi zajebistą radość. Napisanie tekstu jest czystą przyjemnością i nie sprawia mi to najmniejszego kłopotu. Mogę nasmarować notkę na każdy temat, na wiele różnych sposobów. Miałem braki, ale ćwiczyłem i zaliczyłem progres...

...w wakacje 2009 podjąłem kolejną decyzję. Jeśli jest rzecz, która sprawia mi frajdę, to pójdę wreszcie na studia. Jedynym kierunkiem, który pozwoliłby rozwijać moje umiejętności i prawdopodobnie dałby mi pracę, było dziennikarstwo. Przeszedłem od słów do czynów i we wrześniu tego samego roku stałem się dumnym studentem. Super wykładowcy, mega przedmioty. Grupa była chujowa, ale nie można mieć wszystkiego. Nareszcie poczułem się tam jak ryba w wodzie. Radziłem sobie. Gorzej, że studiując dziennie zaniedbywałem pracę. Nie będę ściemniał, bo mówiąc szczerze trochę się leniłem. W tygodniu prawie nie jeździłem. Po zajęciach nie chciało mi się robić, a w weekendy pracowałem zaledwie po 8-10 godzin. Zbiegło się to również z kryzysem, który coraz bardziej panoszył się w Polsce. Kiedy ludzie coraz bardziej zaczynają myśleć jak wydać każdą złotówkę, to w pierwszej kolejności rezygnują z własnej wygody. Kiedy nie są pewnie jutra, a prace mogą stracić w każdej chwili, myślą dwa razy, zanim wydadzą hajs. Taksówka dostała po dupie jako jedna z pierwszych branż. Wiosną roku 2010, zacząłem zalegać z ZUS'em, chociaż w szkole miałem czyste konto. Ale i tak zaliczyłem kolejną porażkę i niepowodzenie. Nie stać mnie było na szkołę i tak zrezygnowałem po raz trzeci. W głowie jednak ustawicznie świtał plan uzbierać trochę grosza, pospłacać zaległości i jeszcze kiedyś wrócić. Przecież to wreszcie było to. Dopiero w tym się odnalazłem. Zainteresowało mnie to bez reszty...

...nabór wrześniowy w roku 10'tym przegapiłem. Nie byłem gotowy, ale tylko finansowo. Mentalnie tęskniłem, nie mogłem się doczekać powrotu. Cieszyłem się na myśl podjęcia studiów. Problem w tym, że cały czas nie wiedziałem jak pogodzić pracę i naukę...

...wiosną 2011 poznałem Olgę i to ona była głównym motorem mojego come back'u na uczelnię. Samej decyzji byłem pewien, ale nie wiedziałem, a może bałem się kolejnej finansowej porażki, ale tu z pomocą przyszła rodzina. Dostałem drugą szansę. To właśnie rodzina wyciągnęła pomocną dłoń, mimo tego jak ją skrzywdziłem i zawiodłem. Chyba zobaczyli, że jest wreszcie coś, na czym mi zależy i z czym wiążę swoją przyszłość...

...we wrześniu zapisałem się na studia po raz czwarty, Minęło 10 pieprzonych lat od pierwszego kontaktu z uczelnią. Notabene, ciągle tą samą. Ani razu, aż po dziś dzień, nie odebrałem z dziekanatu papierów złożonych zaraz po maturze. Czy był to słuszny wybór - nie wiem, czas pokaże. Dobra pierdolę bez sensu, oczywiście, że warto było. To jest to, co uwielbiam robić. Inaczej być nie mogło. Niechaj potwierdzeniem tych słów będzie ten blog. Macie mnie tu i teraz, piszącego wszystkie te zbitki słów i liter. Budującego zdania, wykorzystującego porównania, parabole. Chłopaka, który dba o swój język, używa słów, które nie goszczą u każdego w słowniku pojęć jakimi włada na co dzień. Pomimo, iż nadal robię błędy językowe i stylistyczne, to cały czas pracuję nad sobą, wykuwam warsztat niczym kowal podkowy. Nadrabiam zaległości, ponieważ mój ojczysty język nigdy nie był mi tak bliski jak teraz...

...ostatnio wdałem się w arcy ciekawą dyskusję z Szymkiem, dobrym ziomkiem od Wartburgów, z którym prawiłem na temat słuszności dokonywanych wyborów. W pewnym momencie stwierdziłem, że uciekając ciągle w auto i cały klimat, który tworzył, bardzo dużo straciłem. Zjebałem mnóstwo spraw, a przede wszystkim przesadzałem dając mu się owładnąć. Zmarnowałem zbyt wiele cennych chwil, a czas poświęcony na to wszystko był czasem straconym. Zapytany czy żałuję - odpowiedziałem "nie, nie żałuje, ale z drugiej strony nic mi to nie dało, albo prawie nic". Pisząc to zawahałem się czy aby na pewno. Pierwszy raz w życiu nie byłem przekonany co do słuszności tezy jaką stawiam. Po chwili dodałem - "a może dało". Naciskając enter w tym samym momencie iskrzyła już pewna myśl. To było to - BEM !!!, jebnięcie w potylice, strzał z TT'ki oddany przez żołnierza NKWD. Oczywiście, że to jest właśnie tak. Stronka pozwoliła mi na pisanie artykułów i licznych relacji. Tworzyłem tam sprawozdania z imprez, opisy aut, artykuły historyczne. Dzięki treściom, którymi się interesowałem pokochałem pisanie, bo robiłem to z pasji. Obcowanie ze starymi pismami motoryzacyjnymi pokazało mi pracę dziennikarza od strony gotowego produktu. Śledząc ponad 50 lat historii zawodu para literackiego zauważałem zmianę stylu pisania, a nawet zmianę pisowni pewnych określeń. Chłonąłem całym sobą warsztat rzemieślników pióra. Zapoznawałem się z często bolesną historią Polski, wychwytywałem słowa, których na próżno szukać dziś w użyciu, a one przecież tak pięknie ubogacają nasz zasób języka...

...dziś jestem wreszcie świadomy swojego wyboru i umiejętności, które może nie najwyższe, stanowią pewien start do wkroczenia w coś więcej. Niech słowa mojego wykładowcy, którego postaram się zacytować w miarę wiernie dadzą Wam pojęcie, że to co robię, tworzę z serca i rozumu jednocześnie. Iż myśli, które przelewam na papier kreują i opisują ciekawą rzeczywistość, a oddane są językiem poprawnym i barwnym.

- "gratuluję tekstu. W liceum musiał mieć Pan wspaniałego polonistę, który zaszczepił w panu miłość do pisania w najpiękniejszym języku jaki znam"...

...dawno nie zawarłem tylu przemyśleń, historii i faktów w jednym poście. Wierzcie mi, że musiałem zrobić pewnego rodzaju podsumowanie. Z zamiarem stworzenia tego typu résumé nosiłem się od bardzo dawna, ale niestety nie było potrzebnego tak często impulsu. Ni stąd, ni zowąd, miał on miejsce w środę. Będąc w budynku administracji uczelni, wnosząc jak zwykle czesne za 3 miesiące, zajrzałem do dziekanatu zapytać o decyzje dotyczące przyznania stypendiów. Chyba możecie się spodziewać jaki szok przeżyłem dostając opinie pozytywną. Tego uczucia, choćbym najbardziej się starał, nie opiszą żadne słowa. To jak nagroda czy dotknięcie palcem bożym mojej osoby. Ukoronowanie tylu lat porażek i trudności. Niesamowita nagroda za rok ciężkiej pracy. Pracy nad sobą, nad swoimi umiejętnościami. Wszakże średnia za poprzedni semestr oscylująca na poziomie 4,65 co w efekcie dało średnią za rok 4,45 nie wzięła się znikąd :)..

...a pamiętam swoje pierwsze kroki stawiane w na stronie klubowej w tekstach, w których np. przecinki umiejscowione były za wyrazem po zbędnej, nikomu niepotrzebnej spacji. Człowiek się jednak rozwija i naprawia błędy - wszelakiego rodzaju...

...teraz piszę sprawniej, ciekawiej i pewniej. Staram się urozmaicić tworzony tekst, dać do zrozumienia czytelnikowi, iż ma myśleć, szukać odpowiedzi na pytania, tak samo jak ja. Nie ma nic lepszego, niż odbiorca zapoznający się z publikacją po wielokroć, sprawdzający znaczenie słów, które następnie, niemal samoistnie zaczynają wpadać w jego zasób słownictwa...

19 grudnia 2012

mój fetysz...

Nigdy w domu nie przelewało się nam aż tak, ażeby stać mnie było na jakieś markowe ciuchy czy buty. Raz w życiu miałem skoki Adidasa i mniej znanej marki, Sprandi. Oczywiście nie czułem się z tego powodu gorszy, bo rodzice wpoili mi zasady rządzące światem, a i czasy w których się wychowałem nie były tak mocno konsumpcyjne jak teraz...

...za małolata wyskakiwało się na trzepak w spranych portkach czy w nieco za dużej bluzie, albo budowało tamy z ziemi lub grało w kapsle. Nikt nie przejmował się, czy ma Najki, a może bluzę Lacoste'y...

...nigdy też nie zwracałem uwagi na metki, logotypy i znaczki. Oczywiście fajnie jest się ubierać w ciuchy znanych marek, one mimowolnie konotują naszą, pewnego rodzaju przynależność społeczną, ale nigdy nie było to dla mnie priorytetem. Dlatego też, po dziś dzień, przede wszystkim patrzę na jakość ciuchów, wygodę ich użytkowania czy trwałość. Np. z jeans'ów wyszukałem sobie całkiem fajne, niedrogie i solidne spodnie RedStar, które mogę śmiało polecić. Nie lubię przepłacać za Wranglery czy dżiny Lee mając za ich cenę trzy pary wcale nie gorszych szmat...

...podobnego wyboru dokonałem szukając już ładnych parę lat temu butów dla siebie. Grubasy nie mają w tym względzie łatwo. Buty z sieciówek typu Deichmann kończyły się po pół roku, głównie dlatego, że pod moim ciężarem po prostu się zapadały. Buty z rynków były od nich tylko nieco słabsze. Niestety, ale sytuacja finansowa i chyba jakiś rozsądek nie pozwalał mi kupować obuwia po 350,00zł. Nieco podłamany tą sytuacją zainteresowałem się kapciami dla ludzi, którzy używają ich w warunkach ekstremalnych. Jeśli takie obuwie sprawdza się im na desce, czy na jakiś BMX'ach i innych tego typu street'owych rowerach, to może wytrzymają moją masę i całkiem zwyczajne użytkowanie...

...to był strzał w dziesiątkę. Nie dość, że biorąc butsy z wyprzedaży często kupowałem sobie jakąś ładną parę za 80-100zł, to jeszcze spokojnie starczały mi na 1,5 do 2 lat normalnej eksploatacji. Pierwszą marką tego typu była firma Cormax. Typowa zajawka dla skate'ów. Przerobiłem już kilka dobrych par i zawsze były to buty, które szybciej mi się znudziły lub zwyczajnie zużyły, niż zepsuły mechanicznie od mojego ciężaru. Wszystkie modele robione są z naturalnej skóry, posiadają profilowane, niemal ortopedyczne wkładki, super przyczepną podeszwę i konstrukcję która przyjemnie amortyzuje chodzenie lub inne mocniejsze ewolucje...

...zawsze kupuje je w jednym, internetowym sklepie na Allegro, a ich ceny wahają się od 79zł do 129zł. Oczywiście są modele droższe, ale zawsze upoluje coś dla siebie w tych pieniądzach...

...polecam nicki - Samone_Gdansk oraz CormaxEpic

 ...ten model zarażony oldschool'em, mocno przypomina mi buty z lat mojego dzieciństwa. Dlatego też, jest przeznaczony głównie do śmigania na specjalne okazje :D







 ...ostatnio jednak nie było zbyt wielkiego wyboru modeli, dlatego też chcąc nakarmić moją próżność, zacząłem rozglądać się za inną marką przeznaczoną dla chłopaków uprawiających rzemiosło rowerowo-deskorolkowe. Tak też trafiłem na firmę Lando specjalizującą się w produkcji skoków, właśnie dla skate'ów. Tutaj wybór mamy między butami typowo użytkowymi oraz obuwiem stricte miejskim. Co ciekawe, na stronie producenta, przy każdym modelu, znajdziemy odpowiednią adnotację czy dany model nadaje się do sportu wyczynowego, czy tylko na chodniki. Godnym wspomnienia jest fakt, że tutaj również nie znajdziemy butów innych niż skórzane, z profilowaną wkładką, sztywnie i pewnie trzymającą zapiętką. W większości modeli, znajduje się specjalna poduszka gazowa, której zadaniem jest amortyzować cały udar powstały w wyniku chodzenia czy robienia trick'ów...

...zobaczymy jak sprawdzą się w praktyce. Mimo iż mamy środek zimy i tego typu buciki to średni pomysł na śnieg, deszcz i cały ten brudnobiały syf zalegający na jezdniach, ja już "dokonałem zakupu odpowiedniego"...

...i tak mój fetysz sięgnął zenitu, ponieważ wyszperałem w sieci całkiem fajne modele, w cenach od 59zł do 119zł z dwóch różnych źródeł - Allegro [ LandoCulture ] oraz sklep netowy - LimitedeShop.com w którym to kupiłem od razu trzy pary kapci...








 


 




...nic nie poradzę, że lubię kupować, mieć i nosić ciekawe, niesztampowe buty, na których próżno szukać w logosie trzech pasków, charakterystycznego łuku czy kota....

...bo jeśli mamy Wartburgi, to może też chcemy wyróżniać się i na tej niwie, nosząc coś nietypowego i niszowego. Trudno powiedzieć. Rozkminy zostawiam Wam. Ja już dawno podjąłem słuszną decyzję. Może ten wpis wydawać się Wam śmieszny, ale jak cały ten blog, tak i ten 'up, ma za zadanie dać Wam do myślenia, nakierować lub choćby pokazać coś ciekawego, coś czego jeszcze nie znacie...

...jeśli zainteresowały Was wszystkie te "skoki", to zarzućcie sobie ten track i szperajcie po sieci. Udanych zakupów...




16 grudnia 2012

kolejne wspomnienie...

Życie zaczyna się po trzydziestce ? Zapewne. Nie będę się zastanawiał, nie będę pytał. Jestem tego pewny, jestem żywym dowodem. Wszystko co fajne dzieje się dopiero teraz...

...wczoraj miałem okazję wsłuchać się w interesującą rozmowę dwóch pasażerek na ten temat. Jedna z nich po swoich 30'tych urodzinach przez dwa tygodnie płakała nad swoim losem, druga przyjęła to jako kolejny etap. Konkluzje w każdym razie były podobne...

...jesteśmy już dojrzalsi, nie popełniamy głupstw. A jeśli, to stanowczo mniej. Z reguły wiemy czego chcemy, a jedynym zmartwieniem z jakiego zaczynamy realnie zdawać sobie sprawę, jest upływający czas. Ale dzięki temu, świadomie nim gospodarujemy, rozdzielając go na rzeczy istotne i te mniej. I nie mówię tu tylko o sprawach maksymalnie poważnych, bowiem w życiu liczy się też zabawa. Bo co jeśli nie ją będziemy wspominać na starość. Magiczne chwile, obrazy, zapachy, skojarzenia, spojrzenia, pocałunki czy dotyk. Tą cudowną intymność między nami a nią, namiętność, pożądanie i wszelkie pragnienia...

...mój serdeczny przyjaciel, bo powiedzieć kolega czy znajomy, to tak jak strzelić go w mordę, stwierdził ostatnio - "żyj w zgodzie że sobą, bądź egoistą". Zacząłem, choć nie jest powiedziane, że jeśli kogoś poznam to nie będę dzielić z nim siebie. Jednak odstawmy te rozważania na bok. Ja tu i teraz, to facet z nadwagą po trzydziestce. Dbający o siebie realnie patrzący w przyszłość, twardo stąpający po ziemi. Zainteresowany rozwojem i inwestowaniem w siebie. Skupiony na samorealizacji, swoich pasjach, potrzebach ale i zachciankach. Temu poświęcę następnych parę wpisów...

...po ostatniej imprezie w warszawskim klubie "Znajomi Znajomych", zapragnąłem częściej wychodzić do ludzi. Okazja nadarzyła się sama. Kolega DJ, miał powtórkę z imprezy i oczywiście byłem zaproszony. Moja rola sprowadzała się do pomocy przy noszeniu sprzętu, jego rozłożenia i podłączenia. Była to bardzo niska cena za dobrą zabawę. Szczególnie, że na barze mieliśmy z Alanem do wydania 80,00 złotych z czego skrzętnie korzystałem. Z socjologicznego punktu widzenia, fajnie jest obserwować ludzi, którzy puszczeni ze smyczy z darmowymi drinkami, skutecznie się odczłowieczali. Po pierwszej godzinie, jedną ofiarę zbyt szybkiego tempa zabrało pogotowie. Na szczęście pozostali bawili się rozsądnie, ale szampańsko. Wśród nich ja...

...jeśli powiem, ze sam się sobie dziwię, to będzie już mocno wymowne. Daleko mi do króla parkietu i nawet nie od razu na niego uderzyłem. Początkowo bujałem się gdzieś na uboczu obserwując tłum. Parę drinków później, w końcu się zdecydowałem. Ciekawe bo nie miałem oporów łapać do tańca nawet najlepszych sztuk. I kiedy już po jednym tańcu odmawiały dalszej zabawy, wzruszałem tylko ramionami i ruszałem w tany dalej. Bez stresów, bez kompleksów, pomimo tego, że nie jestem ciachem, a jeśli, to obficie udekorowanym kremem, bawiłem się wybornie. W efekcie ciągłej zmiany partnerek, które albo nie nadążały, nie były zainteresowane lub były zakute w konwenanse spokojnej zabawy lub po prostu zwyczajnie zawstydzone, trafiłem na Asię. Kilka utworów, parę wymienionych zdań. Bez skrępowania, zażenowania czy ciśnień. Wyluzowany z namiastką pewności siebie, zacząłem bawić się z innymi dziewczynami. W tłumie ponad dwustu kobiet łatwo było się zgubić i tak też się stało. Asia zniknęła mi z oczu. Na półtorej godziny przed finałem imprezy, poznałem drugą Asię. Co to był za wulkan energii. Do końca zarzekała się, że nie potrafi tańczyć. Co w połączeniu z moim asekuracyjnym stwierdzeniem, że ja też, wywoływało nasz szczery śmiech. Bawiliśmy się wyśmienicie. Raz ja ciągnąłem ją na dancefloor raz ona. W przerwach gadaliśmy, żartowaliśmy, piliśmy drinka za drinkiem. Do tego stopnia, że rachunek na barze trochę urósł, ale akurat była to dobrze wydana flota. Impreza chyliła się ku upadkowi, a czas wyparowywał wraz z procentami jak oszalały. Przyszło rozstanie, bez wymiany numerów, bez tej głupiej nadziei, że wyjdzie z tego coś więcej, niż jedna, udana impreza. Pożegnałem się z obydwiema koleżankami jak przystało na prawdziwego gentleman'a i podziękowałem za tą sympatyczną noc...

..to było sedno. Sok, 100%, czysta esencja. Wyzbyłem się przekonania, że właśnie tam, właśnie wtedy muszę znaleźć tą jedyną. Bawiłem się, od tak po prostu. Zwykły trening i kolejne wspomnienie w kolekcji. Było bardzo dobrze...

...na marginesie polecam to magiczne miejsce. Klimat, fajny wystrój, sympatyczna obsługa, nastrojowe światło. Po prostu przytulne miejsce. A jak Wam się poszczęści spotkacie tam za barem odtwórce roli Nowaka z serialu "Daleko od noszy", notabene bardzo sympatycznego faceta. Jeśli będziecie lub jesteście w Warszawie zajrzyjcie tam - warto...









10 grudnia 2012

emocjonalny naturyzm...

Zachodzę w głowę kto tak naprawdę wchodzi na tego bloga. W jaki sposób w niespełna rok dorobiłem się kilkunastu tysięcy wejść...

...jakiś fenomen. Tu nie ma cycków, hejtowania, ubliżania ludziom, nawet nie ma zajebistych tuningów. Jestem tylko ja i mój Wartburg. Dla wielu, oba obiekty raczej nieciekawe...

...mimo wszystko temu specyficznemu miejscu stuknęło już 25.000 wyświetleń. Dla mnie to szok...

 

25.000 wejść...   serdeczne dzięki ...


 ...dziękuję za zaufanie jakim darzycie to miejsce. Zawsze miło jest usłyszeć ten tekst - "a wiem, pisałeś o tym na blogu"...

...daje mi to poczucie, że nawet jeśli nie odezwaliście się od dawna, wiecie co w trawie piszczy i bardziej lub mniej jestem Wam bliski, a to cieszy...

...móc opisać siebie, wyrazić uczucia, dać się poznać, uprawiać ten cholerny, emocjonalny naturyzm za zamkniętymi drzwiami, to jedna z niewielu rzeczy, która sprawia mi satysfakcję i "chyba wychodzi"...


05 grudnia 2012

trochę potańczyłem...

Spontaniczność gdzieś siedzi we mnie. Nie do końca wiem gdzie. Wiem, że istnieje. Przez wiele lat nie potrafiłem tego dostrzec, wydobyć z głębi. Głowa podpowiadała, idź, działaj na spontanie. Zaskakuj innych, a przede wszystkim siebie. Nie daj się zaskoczyć codzienności, a nawet jak utoniesz w jej bagnie, sięgnij za gałąź rosnącego nieopodal krzewu i spróbuj za wszelką cenę się wyciągnąć. Nie podejmiesz wyzwania, nie poczujesz, że żyjesz...

...ładnych parę lat temu, w czasie, w którym zacząłem naprawiać błędy, poprawiać relacje, pracować nad sobą i dla siebie, rozpocząłem walkę z nudą i typowością. Nie były to spektakularne akcje, powoli jednak sprawiały, że realizowałem pomysły powstałe w moment. To były zakupy podyktowane wyłącznie sercem, nie rozumem. Wcale nie stabilną sytuacją finansową, która de facto nie pozwalała na takie zachowanie. Czasami po prostu liczyło się tylko "tu i teraz". Były pomysłem "pierdol to co ma być", chcesz to bierz. Masz ochotę, to rób, martw się potem. Byłem szczęśliwy stosując takie podejście. Kiedy chciałem, wsiadałem w auto i jechałem przed siebie bez celu. To właśnie na tamten okres przypadają największe przemyślenia na temat "ich" i siebie. Czasami padał pomysł spotkania z Hank'iem na wino. Brałem z szafki kasę i kupowałem Kadarkę lub Tokaja i snuliśmy dywagacje wszelkiego typu. Słuchałem, uczyłem się, a potem stosowałem te rady w praktyce. Tu też działałem spontanicznie. Umawiałem się na randki, zapraszałem na kawę. Dobre ćwiczenie, dobry powód żeby poprawić sobie humor, wyjść z czterech ścian, poznać coś nowego, zebrać fajne wspomnienia...

...jednym z sympatyczniejszych motywów jaki zaliczyłem, był wyjazd na zlot Cultstyle, połączony z wypadem do Mielna i późniejszym stacjonowaniem w Ustroniach Morskich. Nie liczyła się kasa, której kolekcjonowanie było dla mnie zawsze ważne. Tym razem po prostu wydawałem, cieszyłem się wolnością, żyłem...

...potem przyszła dużą zmiana w moim życiu. Początkowo spontan typ, po jakimś czasie zamienił się ponownie w spokojnego, statecznego Piotra. Brakowało mi tego, ale na szczęście ten okres przeminął...

...powoli wracam, delikatnie zaczynam zbierać się na odwagę by powrócił Piotrek. Ten chłopak nigdy nie był taki sam z siebie, ponieważ była to poniekąd wypracowana poza, ale najciekawsza i mimo wszystko najlepiej do niego pasująca. Faceta z ideałami, planami, ale nie planami przede wszystkim...

...październikowy wypad do Warszawy na tzw. "pełnej kurwie", było tego efektem i zapowiedzią zmian. Wyrazem dążenia do czegoś za czym tęskniłem...

...historia lubi się powtarzać. Jest cwaną i wyrachowaną bestią, która uczy, daje nauczki, ale również przywraca nam pamięć. Dzięki niej targają nami tęsknoty za którymi potem tak chętnie podążamy...

...dlatego też, kiedy mój dobry ziomek z grupy, Albert, człowiek stojący za gramofonami, zaproponował wyjazd na wieczorną imprezę firmową sieci ZARA, w pierwszej chwili odmówiłem. Ja ? Gdzie się, będę tłukł. Nie pasuje tam, nie umiem, nie chce...

...potem przyszła refleksja, fleszbek, który przypomniał mi co jest ważne. Chciałem, ale się bałem. Kurwa tak naprawdę czego. Zgodziłem się trochę na przekór głowie i temu smutnemu przeświadczeniu, że odstaję, że się nie nadaję...

...zajęcia skończyły się przed 16:00, a ja z każdą minutą utwierdzałem się w przekonaniu, że będzie fajnie, ciekawie, że przecież niczym nie ryzykuję, a do ugrania jest znacznie więcej. Doświadczenie, zajebiste momenty, nowe znajomości, wspomnienia...

...wykonałem telefon do mojego ulubionego geja :P fryzjera, ustawiłem się na obcinkę i przed 18:00 byłem gotowy. Odszykowany czekałem na telefon...

...impreza było zajebista. Nie od razu odnalazłem się w tym gęstym tłumie prześlicznych dziewczyn i podobnych im chłopczyków. Wymuskanych, wypacykowanych chłopaczków w modnych, wypracowanych do granic absurdu stylówach, podrabianych Rayban'ach i szalikach typu komin...

...miałem z nich niezłą bekę, ale to Warszawa. Inny świat, świat do którego się nie pcham, ale który warto było zobaczyć i poczuć. Bawiłem się setnie. Może nie byłem królem parkietu, ale trochę potańczyłem szczególnie z Justyną, którą serdecznie pozdrawiam. Śliczna dziewczyna, studentka 3 roku Japonistyki o ognistych czerwonych włosach i równie ostrym temperamencie...

...co się wybawiłem to moje, a wypad należy zaliczyć do mega udanych. Albert dzięki za zaproszenie...