08 maja 2019

prolog, część pierwsza - "bracia krwi"...

     Może to dziwne, ale samochody kombi z reguły podobają mi się najbardziej ze wszystkich wersji nadwoziowych jakie wymyślili dotychczas styliści. Aż dziwne, że moj pierwszy Wartburg nie był rozmiaru XXL. Jednak sam zakup 353S w roku 2000 na kilka tygodni przed moimi 18'stymi urodzinami był dość przypadkowy, w dodatku wtedy jeszcze nie miałem wyrobionego gustu motoryzacyjnego. Wystarczyło kilka lat, aby w 2007 roku kupić jako swoje pierwsze auto użytkowe Mercedesa W124 oczywiście w wydaniu Touring. W tych kształtach coś jest. Ta zwarta, prosta forma, długa linia dachu i szyb. Większa niż w sedanie bryła, która sprawia, że większość nawet dzisiejszych kombi, a tym bardziej klasycznych kształtów to dla mnie wielkie lochy, na których widok szybciej bije mi serce...

...po bratobójczej śmierci Reda w 2009 i półrocznej rozłące z Wartburgiem zwyczajnie chciałem kupić jakiegoś Wartburga 353. Bez znaczenia było dla mnie czy będzie w chromie, froncie czarnym czy po ostatnim lifcie, choć zdawałem sobie bardzo dobrze sprawę, iż wersja z lat '60 czy '70 będzie poza moim zasięgiem finansowym. Również nadwozie kombi w posiadanym przeze mnie budżecie będzie do totalnego remontu, a przecież ja już nie chciałem grzebać się odbudowie. Wycinać zaatakowanych przez trąd fragmentów progów czy podłogi - chciałem auto uzdatnić do jazdy, porobić według swojego wyrobionego gustu i cieszyć się życiem z klasykiem u boku...

...w czerwcu 2009 kupiłem Białasa i o kwestii posiadania kombiaka zapomniałem na kilka lat. Skłamałbym, że zupełnie, ponieważ kupując zapasowe części do mojego magazynku, cały czas, gdzieś z tyłu głowy mówiłem sobie - muszę mieć dany element co najmniej w dwóch egzemplarzach - Dla Białasa i jego jeszcze nieznanego brata. Jednak była to bardziej mrzonka niż jakiś grubszy plan...

...o zakupie Wartburga w wersji Wagon pomyślałem pierwszy raz jakieś 4 czy 5 lata temu, ale były to jedynie luźne rozkminy. Jednak od tego momentu myśl ta świtała mi w głowie coraz częściej, do tego stopnia, że jego poszukiwaniem zaraziłem moją "byłą dziewczynę". I tak któregoś razu znalazła ofertę spod okolic Wrocławia. Żółte kombi za 1800 zł w akceptowalnym na zdjęciach stanie z kilkoma dodatkowymi częściami. Uruchomiłem więc swoje kontakty z lat prosperującego Klubu Wartburga i dzięki uprzejmości niezastąpionego Żereba dowiedziałem, że auto jest w stanie jak określił Piotrek - "maksymalnie 1000 zł, a i tak sam nie chciałbym go robić"...









...wyglądało to tak, jakby ktoś chciał ukryć wszechobecną korozję i pomalował auto czarną farbą, a doły drzwi zamazał bliżej nieokreśloną smołowatą substancją. Wnętrze było podobno skatowane i do szyb umazane tą samą farbą. Silnik był zdemontowany i trudno było cokolwiek powiedzieć o stanie tego auta. Dlatego też z miejsca opuściłem...

...drugi samochód jaki pojawił się w roku 2015 w zasięgu mojego budżetu stacjonował w Kętrzynie. Kawał drogi, bo z Łodzi to prawie 400 km, ale na to również znaleźliśmy sposób z panną P. Po prostu wyjechaliśmy kilka dni przed oględzinami i spędziliśmy je w jednej z najpiękniejszych krain Polski. Oglądając dziesiątki Jezior, kąpiąc się w kilku z nich, odwiedzając Bunkier Hitlera, zwiedzając dogłębnie Mrągowo i Kętrzyn...















...Niestety ostatni dzień poświęcony na oglądanie kombi był czasem straconym. Pomimo ceny wyjściowej 2000 zł, która ostatecznie spadła do 1200 zł, rzadkiej wersji przejściowej z roku 84 z czarnym frontem, a także mojego ulubionego białego koloru i szyberdachu, nie zdecydowałem się go kupić. Auto miało prawdopodobnie zatarty silnik, cieknącą pompę wody, brak obu progów, obu nadkoli i bagażnika. Dla mnie było to zbyt wiele, dlatego z czystym sumieniem, dałem sobie spokój...

...z szukaniem samochodu jest zupełnie odwrotnie niż w Ewangelii według św. Mateusza - nie szukajcie, a będzie Wam dane. Tak samo jak w przypadku Białasa, kolejne auto pojawiło się na grupie miłośników Wartburga zrzeszonych na Fejsie całkiem przypadkowo...

...i tak w okolicach lipca 2017, bliżej nieokreślony gość ze Środy Wielkopolskiej wstawił ogłoszenie o sprzedaży pakietu dwóch kombiaków. Wszyscy na forum łącznie ze mną byli nieco skonsternowani niecodzienną ofertą. Padały głosy, ze trudno mu będzie sprzedać oba na raz, że ktoś kto szuka Tourista , nie weźmie zarówno wersji 353 jak i 1.3 bo to dwa różne światy. I pewnie mieli by racje, gdyby nie drobny szczegół - cena. Oba auta w pakiecie niczym z tureckiego komisu mieszczącego się w byłym NRD kosztowały 2000 zł...







...do dziś żałuję, że nie wpadłem na pomysł zakupu obu egzemplarzy i sprzedaży jednego z nich. Na szczęście jednak, auta zdecydował się kupić mój znajomy z Łodzi - Mateusz. Dziwiłem się nawet, że posiadając jeden nieskończony projekt Wartburg 353W - Zitrusgelb, którego narodziny można było śledzić swego czasu na Fejsie, porywa się na zakup kolejnych dwóch aut...

...muszę przyznać uczciwie, że dotąd Mateusza nie znałem zbyt mocno. Lata temu poznaliśmy się w przelocie przy okazji spotów łódzkiego światka tuningowanych klasyków. Wiedziałem, że ma Mantę, którą odbudował w najdrobniejszych szczegółach z pietyzmem godnym restauracji fresków w Kaplicy Sykstyńskiej. W pewnym sensie nawet za nim nie przepadałem, bo wydawał się bubkiem. Dopiero bliższe poznanie sprawiło, że zrewidowałem swoje mylne pojęcie o tym, jak się później okazało przesympatycznym gościu. Na nowo nasze drogi przecięły się przy okazji jego poszukiwań Wartburga 353W. Wtedy wydało się, że pierwszym autem Mateusza był Trabant i w jego DNA jest solidnie umocowany chromosom DDR...



...na rozmowach o Wartburgach i starej motoryzacji potrafiliśmy spędzić kilka godzin w nieogrzewanym garażu. Zapewne wtedy strzeliłem z ucha, że sam chętnie bym przytulił jeszcze jednego Wartburga, tym razem mogącego pomieścić dwa metry kartofli. Pewnie dlatego Mateusz pamiętając o tym, tuż po zakupie tego podwójnego zestawu Burgerów, 15 sierpnia 2017 wysłał mi te trzy fotografie:





...oba auta zostały zwiezione szczęśliwie do Łodzi - bracia krwi stanęli obok siebie czekając na dalszy rozwój wydarzeń...



...c.d.n...

04 maja 2019

nazywam go Turystą!

     Nawet nie wiem jak zacząć. Zbyt wiele czasu minęło, za dużo zaległości się nawarstwiło. Truizmem będzie powiedzenie, że czasu nie cofnę, ale czy bym chciał...

...nie chciał bym, ponieważ wszystko to co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwóch lat było dla mnie cennym doświadczeniem, empirią, która pozwoliła mi dokonywać dobrych wyborów. I tak w czerwcu 2017 poznałem zupełnie przypadkowo swojego przyszłego pracodawcę. Dwóch Pakistańczyków wsiadło do mojej taksówki i pojechało ze mną w kilka miejsc. Nie znali ani słowa po polsku, więc bardzo odpowiadało im, iż rozmawiałem z nimi płynnie po angielsku. Zarobiłem z nimi parę złotych tego dnia, a moi klienci, byli na tyle zadowoleni z "obsługi", że zaproponowali mi wożenie ich dnia następnego, i następnego i tak kilka dni pod rząd. Okazało się, że prócz usług transportowych przydaje im się jako tłumacz.

...w ciągu kilku tygodni pracy z nimi dostałem propozycję roboty na etacie i powiem szczerze, że to był bardzo dobry pomysł. Pracę na taksówce lubiłem, ale przyszedł moment, że zleceń było mniej, a brak wizji zgarnięcia gotówki na mieście sprawiał, że nie chciało mi się wychodzić na słupek. Koło się zaczęło zamykać do tego stopnia, że straciłem płynność finansową, a to od razu odbiło się na zaległościach w ZUSie. Stała praca i comiesięczna pensja na szczęście uratowała sytuację...

...w pakistańskiej firmie przerobiłem ponad półtora roku. Kilkukrotnie nosiłem się z zamiarem rezygnacji i zmiany pracy, ale nie miałem na tyle odwagi, a zdrowy rozsądek podpowiadał mi - jeszcze nie teraz, zagrzej tu dłużej miejsca, tak aby móc nabrać jakiejś wiedzy, doświadczenia, podszkol język. Pomimo, iż byłem zatrudniony jako manager sprzedaży, to właściwie robiłem wszystko. Byłem sprzedawcą w sklepie, zaopatrzeniowcem, magazynierem, kierowcą, szoferem szefa, tłumaczem, pełnomocnikiem i prawą ręką we wszelakich urzędach, a także u radcy prawnego czy rzecznika patentowego. Podpisywałem umowy, robiłem zaopatrzenie, kupowałem wszelkie niezbędne rzeczy potrzebne w prowadzeniu firmy. Szukałem lokalu, a następnie urządzałem go na sklep i jeszcze setki różnych dziwnych zajęć jakie niezbędne są, kiedy pracuje się w niewielkiej firmie rodzinnej.

...jednak przyszedł moment na zmiany. Zacząłem nienawidzić szefa, który był totalnie niezorganizowany, wstawał o 11:00, a normą było, iż witał mnie w brudnej piżamie. Nie prowadził kalendarza spotkań, wiecznie się spóźniał i był skąpcem większym niż polski rząd przyznający coroczną rewaloryzację emerytur.

...miałem tego dość i odszedłem w lutym tego roku. Co prawda dość szybko znalazłem nowe zajęcie, ale po nieco ponad miesiącu zrezygnowałem. Normalnie trzymałbym tę pracę rekami i nogami, ale atmosfera panująca w biurze, szef idiota/choleryk i jego nieznająca się na niczym córka grająca właściciela sprawiły, że dziś jestem bezrobotny...

...fakt, nie mam pracy, ale jestem dziwnie spokojny. Jakoś się ułoży, zawsze się układa, szczególnie, ze nie jestem już sam. Dziś wspiera i dopełnia mnie druga połowa...

...i może winienem się zamartwiać całą tą sytuacją, szczególnie, że zacząłem remont Wartburga i pieniądze potrzebne będą jak nigdy dotąd...

...a właśnie, mówiłem Wam, że kupiłem Wartburga 353S? Nazywam go Turystą!