23 grudnia 2020

Bo, TAK!

         Raczej zawsze byłem typem odludka. Samotnikiem z dosłownie kilkoma przyjaciółmi, których traktowałem jako swego rodzaju bastion. Najwięcej czasu spędzałem sam ze sobą bujając w obłokach. Wodząc marzeniami po tym co było dla mnie tak dalece nierealne. Zawsze śniłem o jakimś zbiegu okoliczności, który sprawi, że poznam tą jedną, jedyną. O zrządzeniu losu, które zdecyduje o tym, że będę mógł być kiedyś szczęśliwy. Większość życia chyba nie byłem i może właśnie dlatego mam te dziwne ciągoty do komedii romantycznych, które zawsze się tak fajnie splatały i sympatycznie kończyły. Nigdy też nie spodziewałem się, że ktoś mnie tak bardzo odmieni, bowiem moje wszystkie próby wyjścia do ludzi, kończyły się niepowodzeniem...

...i pewnego dnia spada na mnie jak grom z jasnego nieba tak cudowna istota jak Ona. Myślę, że nawet gdybym próbował jej to wytłumaczyć, to nigdy nie zrozumiała by tego jak może czuć się ktoś, kto całe życie czeka, a jedyne co umie, to sobie taką sytuację wykreować w najgłębszych fantazjach. Mądra i śliczna za razem dziewczyna tak bardzo chciała mnie poznać, to niepojęte. Do tego nie odrzucała jej moja szalona ilość zainteresowań i hobby. Nawet lubiła słuchać o aucie, które jest dla mnie naprawdę przeważającą częścią życia...

... przyjechać i poznać mnie chciała jeszcze tego samego dnia mówiąc, że nie robi właściwie niczego ciekawego i mogła by spędzić ten czas ze mną. I co robi kilka dni później? Zaprasza nieznajomego jegomościa do swojego apartamentu i proponuje mu nocleg...

...czy mogłoby być piękniej? Najbardziej bujne marzenia nie mogły wtedy być dla mnie bardziej realne. To jedno z tych wspomnień, które pielęgnuję w sobie zawsze wtedy, kiedy za nią tęsknię i tak cholernie mi jej brakuje...

...pamiętam że leżeliśmy na tym ogromnym hotelowym łóżku. Ja i poznana kilka godzin wcześniej kobieta, która teraz przytulała się do mnie co najmniej tak jakbym znał ją kilka lat. Opowiadając mi przy tym rzeczy, na których mówienie ja sam nigdy bym się nie odważył. Jak ja się wtedy czułem, możecie się jedynie domyślać. Nie da się tego opisać tysiącem znaków...

...mam wrażenie jakby było to wczoraj. Wieczór 23 maja była wyjątkowo ciepły. Górne okno w kuchni było otwarte i wtłaczało ogromne ilości powietrza. I całe szczęście bo w tym momencie byłem blisko ataku apopleksji. W końcu się odważyłem i ją pocałowałem. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu. Tym bardziej, iż odwzajemniła ten gest. Takiemu niedorajdzie, któremu nigdy nie wychodziły takie rzeczy. Takiemu facetowi jak mnie? Chłopakowi, któremu jakakolwiek inicjatywa zawsze kończyła się słowem ''nie". Czułem się wtedy niemal jak bohater przypowieści o Bogu, który siódmego dnia tworzenia świata, mógł sobie powiedzieć - to było cholernie dobre co zrobiłeś!..

...a takich momentów, które sprawiały, że byłem szczęśliwy pamiętam tysiące. Wszystkie pierwsze razy utkwiły mi w głowie z najmniejszymi detalami. Z resztą w tej relacji one również były ich ważną częścią. Fascynowało mnie to, ile rzeczy mi pokazała, do ilu wprowadziła, przy ilu okazjach prowadziła niemal jak za rękę. Będzie co wspominać, a część z tych wydarzeń przecież uwieczniliśmy na zdjęciach. Byłem dumny z siebie, z nas i najważniejsze - byłem szczęśliwy...

...kiedy ją poznałem, to mam wrażenie, że była nieco zamkniętą, wyciszoną dziewczyną, której zdarzało się płakać, gdy opowiadała o własnej przeszłości i braku szczęścia do mężczyzn. Widziałem jak wspaniale się zmienia. Zaczęła do mnie przyjeżdżać, zostawać, w końcu udał się nam jakiś wspólny dłuższy wyjazd. Przedstawiła mnie swojej rodzinie, przedstawiła Mamie. Widziałem jej strach przed zaangażowaniem, zmianami, wejściem z butami w jej zorganizowane życie. To było coś niesamowitego widzieć jak się otwiera, na co ją stać i jak pozytywnym człowiekiem jest...

...najbardziej cieszyłem się z czasu z nią spędzanego, którego zawsze było mi mało. I wreszcie były to zwykłe momenty. Nie jakieś napompowane przyjęcia, kolacje w najdroższych knajpach, łażenie po butikach z bielizną i ciuchami, nocne wypady do popularnych klubów. Tym razem były to głównie dziejące się między nami drobiazgi. To, że przytuliła się do mnie, że mogłem zasypiając trzymać jej rękę, że odruchowo łapała moją na spacerach. Od czasu do czasu niemal ukradkiem dawała mi całusa bez żadnej okazji, planowała nam czas, szukając ciekawych wydarzeń. Byliśmy tacy zajęci - razem. To było piękne. Pokazała mi jak żyć z piersią zdyszaną od ciągłej pogoni za jego atrakcjami. Zawsze starałem się być kreatywny, ale to również dzięki niej często kombinowałem jak zorganizować nam czas, czym ją zaskoczyć. Motywowała mnie do tylu działań...

...nie było istotne gdzie i w jakich okolicznościach się spotykaliśmy. Ważne było, że mogłem ją zobaczyć, i nawet w najgorszych chwilach wkurwienia wyluzować widząc ten szeroki uśmiech. Była bezpiecznikiem, który sprawiał, że zamiast rozpamiętywać momenty złe, skupiałem się na pozytywach. Rozmowa z nią zawsze rozbijała nawet największe frustracje i złość. A częste, głębokie rozmowy tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że poznałem kobietę wartościową, inteligentną, czułą i ludzką. Lubiłem się z nią spierać, a nie zliczę ile razy przyznawałem rację temu logicznemu przedstawieniu innego punktu widzenia. Nasze rozmowy to nie była jakaś tam paplanina. Inteligentne spory, wymiana myśli, przedstawianie swoich racji, zawsze sprawiały mi frajdę. Przepełniała mnie duma, że mogę obcować z tak mądrym człowiekiem...

...i wiecie co, pomimo, iż znamy się dopiero siedem miesięcy, to byłem pewny swojej decyzji. Pierwszy raz w życiu miałem tą cholerną pewność, że to właśnie ta jedyna...

... był to kolejny poważny krok w moim życiu...

...do złotnika, z którego usług korzystał mój serdeczny przyjaciel pojechałem w połowie września. Krzysiek szczerze polecał zakład złotniczy Koliber. Pierwsza wizyta to był zwyczajny research. Wybór spośród ponad sześciuset wzorów nie był łatwy. Jednak kierując się wyrobionym gustem i wrodzonym praktycyzmem, wybrałem coś co już w katalogu wyglądało olśniewająco...



...Aneta musiała zrobić dobre wrażenie nie tylko na mnie, bowiem nigdy wcześniej moja Mama nie zaproponowała, że mogę przetopić stare rodzinne pierścionki zostawione na tę okazję...

...nieco zmodyfikowany względem katalogu, tak aby poprawić jeszcze bardziej jego użyteczność, ring był gotowy. Zmiany oraz moje przejście Covid'u nieco odsunęły termin realizacji. Mimo wszystko warto było czekać na ten oszałamiający drobiazg o próbie 585, masie 4,20 grama, z diamentem o szlifie brylantowym, wadze 0,30 karata i wymiarach 4,22 mm na 2,41 mm.






...mając go w ręku, chciałem działać szybko. Na biegu, bo dzień przed wyjazdem zmieniałem opony. Nawet dobrze się stało, bo na A1 nie byłem zaskoczony pierwszym śniegiem tego roku. Dzięki TOYO, czułem się wyjątkowo pewny...





....tak samo jak chęci by w pełnej konspiracji, a za razem za wiedzą szefowej Anety, załatwić jej dzień wolnego. Sam też wziąłem urlop i w czwartek 10 grudnia 2020 pojechałem do pracy mojej przyszłej żony. Ku jej ogromnemu zaskoczeniu porwałem ją do Gdańska...




















...dwa dni później to jest 12 grudnia 2020 roku, na plaży w miejscowości Brzeźno zadałem jej fundamentalne pytanie...








powiedziała TAK, A dlaczego? Bo TAK! 😊




postscriptum, szczere podziękowania należą się Panu Andrzejowi, złotnikowi z zakładu jubilerskiego Koliber mieszczącego się w Łodzi na ulicy Rzgowskiej 201M. Firmy, która od 1979 roku zajmuje się wyrobami jubilerskimi. 

Gdyby nie jego fachowe doradztwo i ogromna cierpliwość, zapewe cała historia skończyła by się zakupem jakiegoś gotowego badziewia w Aparcie czy innym Yes'ie. A tak udało się wyczarować wspaniały i unikatowy pierścionek, który zarówno cieszy oko, jak i jest symbolem bezkresnego uczucia jakim darzę wybrankę mojego serca - dziękuję!