19 marca 2015

Izotek...

Ten blog dawno stracił motoryzacyjny charakter. A może nigdy takowy nie był. Ten swoisty pamiętnik to ja. Chyba nie ma niczego bardziej osobistego, czegoś co wydatniej podkreśla mnie samego. Pewnie wielu z Was znudziły moje wynurzenia, niektórzy odpadli po zbyt intensywnym opisywaniu tego co czuję i myślę. W porządku. Nie jestem blogerem nastawionym na sukces. Hordy kliknięć, dzikie ilości subskrypcji. Nie umiem pisać pod publiczkę, na siłę, akord. Nawet nie ma tu za grosz systematyczności. A jednak gdyby nie to miejsce, to zapewne było by momentami jeszcze trudniej poradzić sobie z życiem, rozpracować przytłaczające mnie sytuacje...

...dlatego też dziś również nietypowo. Napiszę bowiem o swoim problemie, z którym borykam się już od kilkunastu lat...

...wszystko zaczęło się będąc jeszcze nastolatkiem. To cholerstwo rozwijało się najpierw delikatnie, niezauważalnie, potem coraz intensywniej. Nic nie pomagało. Maści, toniki, siarkowe mydła. Z każdym miesiącem trądzik na mojej twarzy miał się coraz lepiej, a ja wraz z jego rozwojem czułem się coraz bardziej podle. Bez tego grubasowi nie jest łatwo zintegrować się z otoczeniem rówieśników. Dobrze, że w podstawówce miałem zgraną klasę, a i w liceum zostałem zaakceptowany za to jaki byłem, a nie jak wyglądałem. Pomimo tego moje wątłe poczucie wartości przestało zupełnie istnieć. Szkolne dyskoteki, wyjścia na basen, kontakty z dziewczynami. Wstydziłem się przebywać wśród ludzi. Najchętniej zapadłbym się pod ziemię, przestał istnieć, albo został na świecie całkiem sam. Nie liczę ile pieniędzy wydali moi rodzice na różnego rodzaju leki. Wszystko działało tylko jakiś czas, a wytłumaczeniem dermatologów był przecież okres dojrzewania. I może fatycznie mój problem nieco zmalał wraz z osiągnięciem jakiś 24-26 lat, jednak nigdy nie pozbyłem się go definitywnie. Z resztą okresy nasilonego trądziku przeplatały się z tygodniami niemal całkowitego spokoju...

...i tak czas mijał, ja poniekąd przyzwyczaiłem się do tej przypadłości. Jednak, któregoś razu zacząłem się nad tym znowu zastanawiać. Nie powiem, bo impulsem był nie kto inny, jak kobieta. To Paulinka zmotywowała mnie do działania. Zapisałem się do dermatologa. Pomyślałem sobie, że w końcu minęło tyle lat, że może medycyna dokonała jednak jakiegoś przełomu, a i może ja będę wreszcie podatny na leczenie...

...w gabinecie przyjął mnie gość spokojnie pamiętający ogłoszenie Manifestu PKWN. Byłem tym faktem nieco przerażony, zastanawiając się czy lekarz w tym wieku jest jeszcze na bieżąco w osiągnięciach farmaceutyki. Czy ponownie nie skończy się na przepisaniu robionej maści, mydełka wysuszającego skórę, zaleceniu odpowiedniej diety, która wyklucza jedzenie czekolady i pikantnych potraw. To wszystko już było, znałem te metody od podszewki...

...a jednak ów lekarz zaskoczył mnie już na wstępie pytając czy piję alkohol i stosuję którąś z metod antykoncepcji. Nie powiem, byłem lekko w szoku. Ledwo obejrzał moją twarz, a już pytał o tak szczegółowe i co by nie powiedzieć - intymne sprawy. Moje zdziwienie połączone z dozą zaintrygowania, niepokoju i szczyptą niepewności zostało jednak wnet zaspokojone. Początek kuracji zapowiadał się standardowo. Antybiotyk oraz jakiś robiony płyn do miejscowego przecierania krostek i zaczerwienionych miejsc. Jednak to co czekało mnie później, zwyczajne już nie było...

...Izotek. To lek, który miałem zacząć przyjmować po 30-sto dniowej kuracji wstępnej. I nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie obostrzenia w jego przyjmowaniu oraz skutki uboczne jakie może wywołać. Przede wszystkim przed rozpoczęciem leczenia trzeba przeprowadzić badanie krwi. Sprawdza się poziom lipidów ( miedzy innymi trzy rodzaje cholesterolu ), witaminy A, enzymów wątrobowych ( transaminazy alaninowej i asparaginianowej ) oraz poziom cukru. Podczas leczenia nie można pić alkoholu, ponieważ wątroba bez tego ma już ogromną pracę do wykonania. Składnik leku jakim jest mocno stężona pochodna witaminy A, może również uszkodzić płód oraz męskie nasienie, stąd potrzeba stosowania antykoncepcji. W ustach lekarza specyfik wydawał się niemal pomiotem samego szatana, choć nie wszystko okazało się później prawdą. W każdym razie, ja miałem zacząć leczenie fazy pierwszej, a w tym czasie zapoznać się z zagrożeniami związanymi ze stosowaniem leku, a także wykonać niezbędne badania...

...szczerze - byłem przerażony. Tyle możliwych powikłań, wynikających zagrożeń, problemów zdrowotnych jakie mogą wystąpić. Przez pierwszych parę dni myślałem o tym bardzo intensywnie, ale dałem sobie czas. Zaraz po wizycie wykupiłem płyn do przemywania buzi. Już po trzech dniach efekty były zaskakujące. Ropne krostki przestały się tworzyć, a zaognione miejsca zbladły. Nie od razu miałem kasę na antybiotyk, ale w końcu, po 5 dniach od wizyty wykupiłem go za całe 44,00zł. I tu mały wtręt. Porównujcie ceny w aptekach, co zastanawiające nawet tej samej sieci. Rozpiętość 44 złote, a 68 złotych, uważam za znaczącą, szczególnie, że mówimy tu o aptece wydawałoby się tej samej grupy handlowej...

...po nieco ponad tygodniu, wszystkie zmiany były już tylko drobnymi, lekko różowawymi punkcikami. To był niemal cud. Tylko co dalej. Dobrze wiedziałem, że po skończeniu się leków, problem wróci. Myślałem nad ostatecznym rozwiązaniem kwestii pryszczy, tylko czy Izotek'iem. Nie zajrzawszy jeszcze do netu w celu przeczytania ulotki lub zapoznania się z opiniami innych pacjentów, któregoś razu zdarzyło mi się wieźć panią dermatolog. Korzystając z okazji zapytałem o wszystkie nurtujące mnie kwestie: ewentualne uszkodzenie nasienia, problemu z wątrobą, ograniczeniem wysiłku fizycznego etc. I nie powiem, bo zbieg okoliczności sprawił, że zostałem wydatnie uspokojony i jednocześnie zachęcony do skąd inąd statystycznie skutecznej terapii...

...pozostało więc zrobić badania i zaakceptować zaproponowaną metodę leczenia...

...okazało się, że wyniki mam godne dwudziestolatka. Niższy od średniej cukier, cholesterol w połowie normy. Byłem zadowolony, że zdrowszy niż kiedyś tryb życia przynosi efekty. Po wnikliwiej analizie diagramów, lekarz wydał pozytywną decyzję o przepisaniu leku. Musiałem jednak podpisać specjalne oświadczenie, że rozumiem ryzyko i związane z tym ewentualne powikłania, a także wynikające z tego skutki. Zgodziłem się...

...w tej chwili mija 20 dni od kiedy zażywam lek. Nie jest to tania sprawa, ponieważ dawka wynikająca z masy ciała kosztuje 85,00 zł. Jest to opakowanie 60 tabletek, które wystarczy mi na miesiąc. I tu również warto szukać okazji cenowych. W sklepie internetowym sieci aptek Medest, lek był o jakieś 10,00 zł tańszy od kupionego bezpośrednio w placówce. I co ciekawe, ceny różniły się w zależności od konkretnej apteki, mimo tej samej sieci...

...i teraz najważniejsze - efekty i działania niepożądane. Faktycznie podczas brania leku na samym początku, jakieś trzy dni, czułem ból w górnej części jamy brzusznej. Efekt potęgował się po wypiciu piwa lub drinka. Jednak działanie to ustąpiło i dziś praktycznie nie odczuwam żadnych dolegliwości. Trochę zmieniłem dietę unikając potraw ciężkostrawnych i nie napychając się na noc. Na początku w okresie po skończeniu antybiotyku, a przed rozpoczęciem brania Izotek'u problem wyprysków zaczął powracać. Zaczerwienienia nabrały wyrazu, pojawiły się ropne zmiany. Ciekawe, bo efekt zniknął po 4 czy 5 dniach przyjmowania leku, po czym powrócił po 3-4 dniach jakby ze zdwojoną siłą. W sumie wszystko zgodnie z opisem z ulotki. Tak jakby organizm chciał pozbyć się tego całego syfu wyrzucając go na zewnątrz. Dziś jest dużo, dużo lepiej. Wszystko zbladło, ropne krostki wyskakują sporadycznie w jednym, dwóch miejscach. Widać pozytywne zamiany...

...jak się czuję? W sumie dobrze. Nie odczuwam praktycznie żadnych skutków ubocznych, po za jednym. Okropna suchość w ustach i spierzchnięte wargi. Nigdy wcześniej tak nie miałem i trudno się do tego przyzwyczaić. Uporczywie chcę mi się pić, a usta muszę notorycznie czymś smarować. Jednak to wszystko...

...ulotka mówi ponadto, że nie mogę oddawać krwi, z czym trudno się pogodzić, ale podana kobiecie w ciąży mogła by, uszkodzić jej płód. Ponadto lek nie może być podawany kobietom, które nie zabezpieczają się lub planują dziecko. Jest to tak ważne, że nawet miesiąc po ustaniu terapii kobieta nie może zajść w ciążę. Odnośnie mężczyzn, lek jest całkowicie bezpieczny, choć lekarz mówił co innego, to wieziona przeze mnie kobieta dermatolog, również nie widziała przeciwskazań, potwierdzając, że stężenie Izotretynoiny i jej metabolitów jest zbyt małe aby uszkodzić płód. Wedle zaleceń z karty trzeba również unikać tłustych potraw, bo lek zwiększa stężenie tłuszczów takich jak trójglicerydy oraz cholesterol, ograniczyć spożywanie słodyczy, czekolady, owoców i warzyw bogatych w witaminę A, a także odstawić wszelkie suplementy diet, które je zawierają

...co ciekawe, lek może powodować napady lęku, pogłębiać psychozę, apatię, senność, poczucie wyalienowania, osamotnienia, pustki, nasilać objawy i stany depresyjne, w bardzo rzadkich przypadkach prowadzić do samobójstw. Na szczęście nie odczuwam takich problemów, pomimo kłopotów jakie czasem mam z moją głową. Może mieć również wpływ na pogorszenie widzenia nocą, prowadzić do bólu mięśni, krwotoków z nosa, suchości oczu - czego na szczęście nie doświadczyłem. Wymaga się również od pacjentów nie podejmowania wysiłku fizycznego. Ostatniego obawiałem się najbardziej, ale mimo wszystko zacząłem ostatnio biegać...

...i chyba to tyle. Któregoś razu napiszę znowu jak postępuje leczenie, a na razie...

...może to kwestia wiosny, ale czuję się znakomicie, mogę wszystko i wiem, że będzie dobrze, na każdej płaszczyźnie...

15 marca 2015

pod warstwą szarej tektury...

Ostatnio bardzo źle śpię. Kładę się wcześnie, niby zasypiam natychmiast, ale na godzinę, może dwie. Mam wrażenie jakbym ciągle czuwał, byle szmer, drobny hałas potrafi wytrącić mnie ze snu. Potem tłukę się kilkadziesiąt minut zanim ponownie uda mi się odpłynąć. Zrywam się nawet kilkanaście razy w ciągu nocy, budząc się zawsze rozbity i otępiały. Wariuję! Dwukrotnie usłyszałem powiadomienie komunikatora, którego nie było. Myślę. Cały czas, non stop, bez wytchnienia myślę. Nie ma pory dnia, godziny czy minuty, w której nie zastanawiałbym się co robię nie tak. Jaki błąd popełniam...

...i nie jest smutnym fakt, że nie mam tej bliskiej mi osoby, kogoś najważniejszego memu sercu. Przykre jest to, że zawsze wkładam w to całego siebie, daję wszystko co najlepszego we mnie drzemie. Unikam poprzednich błędów, chcę być najlepszym facetem pod słońcem. Staram się jak nikt, bo przecież chciałbym nosić ją na rękach, obsypywać pocałunkami, każdego dnia przytulać do siebie mocno. Budzić muśnięciem dłoni wodząc po jej policzkach albo wstawać przed nią skoro świt by zdążyć ze śniadaniem, kawą i wyprowadzeniem jej psa, ale...

...to nigdy nie wystarczyło by z tych relacji wyszło coś trwałego...

...kobiety to molekularny związek połączonych ze sobą neuronów sprzeczności...

...jak inaczej wytłumaczyć fakt, że chcą jednego, myślą drugie, oczekują trzeciego, a za czwarte potrafią strzelić focha. Facet ma być twardzielem, który z kart kredytowych zbuduje szałas, pięciogroszową monetą ubije niedźwiedzia, a pocierając przegródkami skórzanego portfela rozpali ogień. Natykając się na problem wynikający z użycia mokrego chrustu ma przy tym recytować "Kiedy się w niebie gdzie zejdziemy sami" lub gwizdać najpopularniejsze melodie Gershwin'a. W towarzystwie wybierze zaś odpowiedni widelczyk do skonsumowania bezy, opowiadając przy tym anegdoty śmieszne niczym stand-up Gizy. W domu po rozpaleniu świec i włączeniu Michael'a Buble, zaciągnie subtelnie wybrankę serca do łóżka i zerżnie jak podrzędną Proste z ulicy Zachodniej. Innym razem z oczywistym zrozumieniem da całusa w policzek, mówiąc - kochanie, jasne, skoro nie masz ochoty, doskonale to rozumiem...

...i szczerze mówiąc większości sytuacji nie doświadczyłem, ale z wysyłaniem sprzecznych komunikatów miałem do czynienia wielokrotnie. Z jednej strony potrzebujecie zaradnego gościa, który nie idzie prosić o wsparcie z byle powodu, z drugiej - kiedy on chce pomóc Wam swoim silnym ramieniem lub większym doświadczeniem, odpychacie go łokciem, mówiąc - zostaw, dam sobie radę. Kiedy mówimy o swoich problemach czy porażkach uważacie nas za mięczaków i wieczne marudy tym samym nie chcąc opowiadać o własnych problemach. A przecież szczera rozmowa to fundament każdej, nawet najprostszej relacji. Znacie to pewnie doskonale: nie muszę Ci się spowiadać, nie potrzebuję tego, nie chcę / ty mnie w ogóle nie słuchasz / dziękuję, że mogłam Ci się wygadać, fajny z Ciebie facet. My narzekamy, użalamy się nad sobą, Wy mówicie o swoich niepowodzeniach czy kłopotach...

...i nie powiem - wkurwia mnie jak mężczyzna nie stara się o kobietę. W porządku, każdy robi to na początku znajomości, ale potem wszystko powszednieje. Przez pierwsze tygodnie wszystko robilibyście razem, później każdy potrzebuje przestrzeni, odpoczynku, a kończy się to na tym, że gach czyta gazetę, a laska przegląda na telefonie Fejsa. To nie jest w porządku, bo walczyć z marazmem trzeba ustawicznie, to jak praca u podstaw. Zobojętnienie zabija każdy związek, jednak co wtedy, gdy staramy się o Was każdego dnia. Myślimy jak Was rozśmieszyć, jaki drobiazg kupić, gdzie zabrać, jaką ciekawą opowieścią zainteresować. Nie - wtedy też będzie źle, bo zwyczajnie tego nie docenicie...

...kiedyś jechałem z dwiema kobietami. Obie narzekały na swoich mężów. Pierwsza stawiała zarzut - on o mnie już nie myśli, już się nie stara, nawet kwiatów już nie kupuje. Druga skarżyła się, że owszem dostaje kwiaty, ale zawsze są to czerwone róże, które zwykle otrzymuje w piątek. Przez obie przebijał żal...

...no przecież idzie oszaleć wbijając sobie w skroń tępą stronę ołówka...

...a mimo tego, nie żałuję żadnego zbudowanego związku, stworzonej relacji, nawet najmniej ważnej znajomości z kobietą. Jestem bogatszy o doświadczenie, wspomnienia, choć ciężko mi sobie nimi poradzić...

...o Tobie przypomina mi wszystko. Rozmowy pasażerów przywodzą na myśl nasze wymiany myśli, mijane miejsca - konkretne wypady na miasto. Wciskające się zewsząd zaproszenia do wydarzeń mających odbyć się w mojej pięknej Łodzi uświadamiają mi, że wszystko czego ciekawego miałem okazję doświadczyć, zrobiłem właśnie z Tobą. I chyba minęło to już bezpowrotnie, ale zwyczajnie tego nie wiem. I chyba lepiej, że wszystko to niezapisana kartka papieru. Jedynie smuci to, że prawdopodobnie zbyt naiwnie myślałem, iż jesteś tą jedyną, tą na którą czekałem całe życie, tą którą sobie wymarzyłem w swojej wybujałej fantazji. A przecież fajnie się zgraliśmy osiągając swego rodzaju stabilizację dzięki czemu poczułem się trochę szczęśliwszy.

...i jest pięknie, nie załamuję rąk, bo dzięki temu nauczyłem się jednego...

...nie oczekiwać od życia zbyt wiele, nie być zbyt zachłannym, a wtedy każda zdobyta rzecz ucieszy podwójnie. To co otrzymam uraduję mnie tym mocniej im mniej nachalnie będę napierał...

...cóż. Nie będę się nad sobą rozczulał. Zająłem się pracą, swoimi sprawami. Mam parę kwestii na głowie i choć nie mam planu jak spędzić resztę życia, nie poddaję się. Cały czas czekam na kogoś dla kogo będę bardzo ważny. Życie to ogromny samoobsługowy sklep z towarami zapakowanymi w pudełka przez które totalnie nie widać co jest w środku. I w tym wszystkim najważniejsze, aby cieszyć się nawet z najskromniejszych drobiazgów ukrytych pod warstwą szarej tektury...

...wszystko się ułoży, albo poukładam to sam, bo cały czas czekam na Ciebie...


07 marca 2015

mieszkać samemu?..

Od ponad miesiąca mieszkam sam. Siostra wyjechała na siedmiotygodniowe szkolenie. Z przyjemnością zgodziłem się zaopiekować domkiem na działce. Pomyślałem sobie, że to znakomite oderwanie się od rzeczywistości, sprawdzian tego czy zwyczajnie uda mi się utrzymać, ogarnę tak prozaiczne obowiązki jak sprzątanie, zakupy, gotowanie, zajmowanie się działką, domem, pracą. Nie powiem by było łatwo. Okazało się, że aby mieć coś więcej z pracy muszę pracować cały tydzień, że robiąc sobie ostatnio wolne na trzydniowy wypad do Wrocławia, po powrocie mam nie lada zaległości finansowe. Jednak to wcale nie jest takie straszne. Dużo potworniejsza jest dla mnie pustka tego domu. Na początku było całkiem fajnie. Tylko ja i wolna przestrzeń. Zero marudzenia, nakazów, dodatkowych obowiązków. Wracałem do domu, ogarniałem sprawy związane z ogrzewaniem, gotowałem sobie obiad lub nic nie jadłem, nie mając ochoty na pichcenie. Otwierałem piwko lub robiłem drina, czytałem książkę, gapiłem się w telewizor, czasem ktoś zajrzał. Było rewelacyjnie. Do czasu. Dość szybko wszystko spowszedniało. Każdy wieczór stawał się taki sam, dzień zlewał w parę dni by za chwilę stopić się w cały tydzień. Cholerna monotonia. Pobudka o 5:00, kawa, praca, dzień mijał. Na początku zjeżdżałem do domu około 14:00. Stopniowo zacząłem zawijać się z roboty coraz później, łapiąc się na tym, że o ile w pracy coś jeszcze się dzieje, ktoś wsiądzie, pogada, pożartuję, obejrzę w locie swoje, szybko zmieniające się miasto, tak w domu czeka na mnie tylko ponownie ten sam zestaw czynności...

...ustawicznie powtarza się to samo - otwieram bramę, wjeżdżam, zamykam za sobą, zabieram jakieś zakupy z auta, wchodzę do domu, włączam światło, rozpakowuje rzeczy, wstawiam wodę na herbatę, ryż czy makaron. Włączam telewizor, w którym leci dzień w dzień ten sam chłam, ale robię to by byle coś grało, byle by nie zacząć gadać do siebie. Pichcę coś naprędce, z reguły na jeden garnek by nie mieć stosu brudnych garów i naczyń. Siadam, jem. W głowie kłębią się myśli. Pogadałbym z kimś. Telewizor krzyczy, wyłączam go zły, że w ogóle go uruchomiłem. Odpalam komputer, chcę włączyć jakąś muzykę, ale wszystko co mam, przesłuchałem już setki razy w aucie. Frustracja narasta, szukam filmu, właściwie nie mam już na nic ochoty. Czekam czasem na telefon, ale on tak samo jak reszta przedmiotów, milczy. Jest 21:00, niekiedy wcześniej, a ja już kładę się spać. Co innego robić. Nie mam netu, a w pracy przeczytałem połowę jakiejś książki. Rezygnuję z czegokolwiek po za snem. Ustawiam budzik na 5:00. Następny dzień minie niemal identycznie, a na pewno taki sam jak zawsze będzie wieczór...

...po przekręceniu zamka, Reksio z Pyzą nie zamerdają ogonami, nie ucieszą się z wyjścia na spacer, nikt nie powie - dobrze, że jesteś, smacznego, na zdrowie, nikt nie zapyta jak minął dzień, nie przytuli poprawiając mi nastrój po jakimś chujowym kursie. Komu się wygadać?..

...no właśnie. Lepiej żyć samemu, robiąc to co się chce czy jednak dopasować się do kogoś, przymykać oczy na jakieś drobiazgi, które nas nieco wkurzają?..

...bardzo boję się samotnej starości. Zwyczajnej samotności. Koledzy, przyjaciele nie zastąpią kogoś kto będzie na co dzień. Może i pogadamy od czasu do czasu, wyskoczymy na piwo, wyjdziemy gdzieś razem, jednak nie powiemy im o naszych problemach każdego dnia, nie będziemy śmiali się z ich żartów, nie poplotkujemy z nimi przy obiedzie, nie obudzimy się przy nich dostając buziaka na miły początek dnia...

...jeśli tak właśnie ponuro i smutno ma w przyszłości być, to już teraz powiem - nie chcę tak skończyć. Nie mam zamiaru rozmawiać z psem, jedynym kompanem mojego życia...

...choć póki co, nie mnie się nad tym zastanawiać. Po pierwsze niedługo wracam znowu do mieszkania z całą gromadą domowników, po drugie, nie wiem czy kiedyś będzie mi dane się usamodzielnić. Aktualna sytuacja nie jest bowiem tak do końca miarodajna. Gdybym miał do zapłacenia; czynsz, energię elektryczną, wodę, gaz, ścieki, śmieci to zwyczajnie nie udźwignął bym tego sam. Za mało zarabiam. Może mając wsparcie współtowarzysza życia byłoby łatwiej Po prostu dali byśmy wspólnie radę dzielić te wszystkie koszty. A tak...

...skazany jestem na mieszkanie z rodzicami. A czy właściwie chciałbym mieszkać samemu? Chyba prędzej czy później zwariował bym z samotności, więc może lepiej, że ktoś obok czuwa nad moim i tak już mocno rozchwianym stanem psychicznym...

...także póki co jestem sam, choć nie jestem samotny. Jednak nie zanosi się, aby to kiedykolwiek miało się zmienić. W sumie to już nawet nie łudzę się, że przyjdzie taki dzień, w którym po otwarciu drzwi, usłyszę - skarbie, czekałam na ciebie...