31 października 2015

niedrogi pokrowiec z Lidla...

Lidl. Lubię ten sklep, a szczególnie wszelkiego rodzaju artykuły przemysłowe, które "rzucają" od czasu do czasu w trakcie tak zwanych "tygodni". Wielokrotnie kupowałem tam zarówno elektronarzędzia jak i różnego rodzaju chemię. O tym jednak powiem innym razem. Dawno nosiłem się z zakupem nowego pokrowca na Burka. Poprzedni, praktycznie nowy, znalazłem podczas potężnej wichury. Zapewne zrzucony z auta zwyczajnie wpadł mi w ręce. Służył dobre pięć lat. Jednak był zbyt wielki, a zlasowana, wszyta guma przestała ze starości jakkolwiek spełniać swoje funkcje. Szperałem po necie, czytałem opinie, sprawdzałem ceny. Porządne plandeki kosztowały nawet 120-150 zł. Nie wiedziałem również jaki rozmiar wybrać...

...wczoraj wchodząc do marketu po zakupy produktów do przygotowania Sushi, które chodziło ostatnio za mną i Paulinką, zobaczyłem pokrowiec na auto. Cena: 59,00 zł Nie zastanawiałem się. Jedyną niewiadomą pozostawał rozmiar. Wersja "L" pasowała do aut pokroju Renault Laguna, Skoda Oktavia. Dlatego wybrałem rozmiar Medium. I powiem szczerze - to był strzał w dziesiątkę...

...dziś rano jak tylko przeminęły poranne mgły umyłem dokładnie Białasa...





...zanim powiem więcej, zapoznajcie się z etykietą...






...czyste, suche autko przykryłem pokrowcem i zobaczcie sami, że pasuje on idealnie...

...polecam każdemu ten niepozorny i niedrogi pokrowiec z Lidla. Bardzo solidne wykonanie. Fajny, delikatny w dotyku materiał, wszyte gumy ściągające oraz sprytnie rozwiązana możliwość spięcia paskiem auta pod spodem, co uchroni nas przed podwiewaniem i zrzuceniem szmaty. A do tego jest to jak na Burgera szyty rozmiar...

...może nie mam wielkich wymagań co do nakrywania auta, ponieważ mój Wartburg i tak stoi pod wiatą. I mimo iż najbardziej zależy mi na tym aby auto nie kurzyło się, to podejrzewam, że rzeczony tu "car cover" spisze się w dużo cięższych warunkach...

...piszę to dlatego, abyście sami mogli poszukać tej plandeki we własnych sklepach już jutro, lub szukali jej w przyszłości mając pewność co do wymiarów i faktu, że za taką kasę warto go wziąć...







26 października 2015

to niemożliwe...

- puk puk...
- kto tam?
- Macierewicz
- nie, to niemożliwe. Nie! Nie wierzę...
- no właśnie, ja w tej sprawie...

06 października 2015

wyczekiwany dzień...

Odliczał czas. Mijał trzeci dzień, a przed nim było jeszcze sześć takich dni. Cichych, smutniejszych niż zwykle, pozbawionych całych pokładów radości. Głównie śmiechu, który jego dziewczyna dostarczała mimowolnie, niemal od niechcenia. Taka właśnie była. Każdy kto spojrzał na jej buzię, wpatrując się w bursztynowe oczy powtarzał to samo - cóż za radość z niej przebija. To spojrzenie, policzki, usta, które niemal samoistnie układają się w "grymas" uśmiechu...

...panna S. była dziewczyną inną niż wszystkie. Właściwie kobietą, biorąc pod uwagę doświadczenie jakiego nabrała przez prawie trzy dekady swojego życia. Niewiastą szalenie energiczną i wiecznie uśmiechnięta. Chyba właśnie w tym uśmiechu zadurzył się nasz bohater od pierwszego wejrzenia. Potem poszło to samo. Inteligencja poparta poczuciem humoru, bujne loki, życiowa mądrość, zgrabna figura, cięte riposty, drobne malinowe usta, podobne z nim poglądy, filigranowe dłonie, rozbrajająca szczerość, śliczne nogi i ta niesamowita radość...

...patrzył na telefon. Zwykł tak robić na początku znajomości. Wtedy zrywał się na równe nogi za każdym razem gdy komunikator obwieszczał kolejną wiadomość. Jednak teraz aparat milczał. Sprawdzał go czasem od tak dla pewności, czy aby na pewno nie napisała. Może jakiś hałas zgrał się idealnie z dźwiękiem informującym o nadejściu odpowiedzi, a on tego nie dosłyszał. Aż dziw bierze, że przycisk komórki nie zepsuł się jeszcze, a ekran nie wytarł od ciągłego odblokowywania. Telefon ani myślał się odezwać. Gdyby chcieć zliczyć myśli jakie przechodziły wtedy przez głowę mężczyzny to do policzenia ich nie wystarczył by nawet chiński Tianhe-2 dysonujący mocą obliczeniową ponad 50 petaflopsów...

...martwił się. Zastanawiał czy dotarła bezpiecznie, z jakimi ludźmi dzieliła będzie rejs czy da sobie radę, jak znosiła będzie chorobę morską...

...tęsknił. Wcześniej bywało już, że nie widzieli się ze sobą tydzień, ale zawsze mogli do siebie zadzwonić, napisać, podzielić zdjęciami. Teraz odległość była znaczna, a brak zasięgu bardzo prawdopodobny...

...chłopak starał się znosić to dzielnie, na tyle dzielnie na ile pozwalał mu jego opiekuńczy charakter. Zawsze chciał być choć częścią jej życia, podporą, służyć radą czy pomocną dłonią. Nie chodziło wcale o jakieś próby ograniczania jej, kontrolowania czy uzależnienia od siebie. Zwyczajnie nie zniósł by nawet myśli, że coś mogłoby jej się stać...

...już na samym początku znajomości wiedział, że to właśnie "ona". Postawił wszystko na jedną kartę. Chciał być z nią i był gotów poświęcić bardzo wiele aby ziścić marzenia. Przez prawie dwa lata znajomości nigdy nie odpuścił, nie przestał wykazywać inicjatywy. Nigdy nie dał jej odczuć, że zależy mu mniej niż kiedyś. Nie chciał być jak wszyscy inni faceci, którzy po jakimś czasie zaczynają się wycofywać. Zapominają o takich drobiazgach jak kwiaty, spontaniczne wyjścia czy zaplanowane w najmniejszym detalu, randki. Nie chciał powielać schematu leniwego, zmurszałego gościa siedzącego z piwem na kanapie, wpatrującego się beznamiętnie w ekran telewizora. Starał się rozmawiać, słuchać, reagować. Miał niemal poczucie obowiązku zmycia wszystkich męskich win, odkupienia tego, co spierdolili jego poprzednicy. Może było to nieco naiwne, ale taki właśnie był. Jeśli na czymś mu zależało, robił to na sto procent. Niczym generał Sosabowski wierząc w sens, parł naprzód, nawet gdy napotykał co i rusz kolejne problemy. Jednak tym razem nie miał na to wpływu, był bezsilny...

...a mimo wszystko wiedział gdzieś w środku, że wszystko będzie dobrze, że jego Słońce bawi się świetnie i wypoczywa w doborowym towarzystwie. A już niedługo wróci do domu i ponownie wypełni częściową pustkę jaką zostawiła, będąc znów po trosze częścią i jego życia...

...odezwała się...

...słońce wyszło zza chmur, serce radowało się, a organizm nie zamierzał już wydzielać niemal na kartki serotoniny, która wreszcie rozlała się po organizmie niczym cząsteczki alkoholu w żyłach przemarzniętego do szpiku kości tułacza...

...krótki esemes wystarczył aby złe myśli przeminęły, pewność siebie nabrała wyrazu, uśmiech wrócił na twarz, a on uspokoił swoje skołatane nerwy...

...Pan K. nie chciał wyjść na mięczaka, więc nie odezwał się nawet słowem, że odczuwa jej brak. I kiedy udało im się porozmawiać poprzez Messengera, pytał jedynie czy się dobrze bawi, jaka panuje atmosfera wśród pozostałych uczestników wyprawy, jaką pogodę mają i co już zdążyli zobaczyć. Panna S. była szczęśliwa, co bardzo uradowało naszego bohatera. Co prawda nie doczekał się żadnych słów na poparcie tezy, że jego partnerka pewnie też troszkę tęskni, ale to go tylko utwierdziło w przekonaniu, że i on nie będzie dawał niczego po sobie poznać...

...Panna S. nigdy nie mówiła o uczuciach jakie żywi do "swojego faceta", ale nie musiała. Mocniej wyrażały to gesty. Z resztą Pan K. ufając teorii S.P. Morreale'a wierzył, że mowa ciała, subtelny język komunikowania znaczą coś więcej niż zwyczajne, ulotne słowa...

...teraz odzywała się częściej, ujawniając nieco z tego co działo się aktualnie na Adriatyku. Widać było, że bawi się przednio, że właśnie tego było jej potrzeba. Odpoczywała od pracy, codziennej gonitwy, a także od niego. Troszkę jej zazdrościł, ale nie była to ta typowa polska zawiść. Prędzej żałował, że nie są tam razem, że nie może przeżywać tego samego, zbierać wspólnych wspomnień, być z ukochaną. A mimo tego cieszył się, że wyjechała, zrobiła coś dla siebie, choć na chwilę uwolniła od najprostszych ludzkich strapień...

...pomyślał, że może też dlatego nie tęskniła bo zwyczajnie nie miała czasu o tym myśleć. Praca na jachcie, czterogodzinne wachty, odpoczynek. W porcie zakupy, czas na strawę i pochłanianie niezliczonej ilości zapierających dech w piersiach widoków...

...kolejne dni mijały leniwie. Raz dane im było porozmawiać częściej, innym razem on miał kolejne powody do rozmyślań i zaczynał się o nią martwić. Nie potrafił na dłuższą metę egzystować zupełnie bez niej. Była podporą, stanowiła wsparcie w trudnych chwilach, była największą radością jakiej zaznał w ciągu swojego życia. Już dawno zdał sobie sprawę, że bez niej nie potrafiłby strawić otaczającego go świata. Zależało mu na niej, jak na nikim wcześniej. I mimo, iż czasem nie było łatwo, nie rezygnował. Prawdopodobnie mógłby poznać kogoś innego, bo praca jaką wykonywał pozwalała mu nawiązywać różne, czasem nawet dziwne i absurdalne znajomości. A jednak nigdy nie przeszło mu to przez myśl. W jego głowie nie było choćby jednego ziarenka, które mogłoby zacząć kiełkować i zrodzić w nim jakiekolwiek wątpliwości, które w efekcie skłoniłby go do szukania szczęścia z kimś innym. To z nią rozumiał się bez słów. Miał podobne wspomnienia z lat młodości. Od nikogo innego nie doczekał by się dokończenia cytatu z kultowej polskiej komedii czy też złapania w lot jakiegoś naprędce skleconego żartu. Oni nie byli fanami PRL, fascynatami wszystkich vintage klimatów. Oni je czuli pod skórą jako ostatnie dzieci Polski Ludowej. Łączyły ich podobne zainteresowania, spojrzenie na świat. Ale potrafili również ciekawie się spierać i udowadniać swoje racje. Zawsze jednak robili to z pełnym szacunkiem do siebie...

...normalne, że czasem Pan K. obejrzał się za jakąś białogłową, ale był tylko facetem. Nadal też zdarzało mu się, iż pożartował z jakąś miłą petentką czy wspinając się na wyżyny bycia gentlemanem wręczył chusteczkę zapłakanej i rozhisteryzowanej klientce. Był sobą. Ona się nie gniewała, ani nie bywała zazdrosna. Za to także ją kochał...

...nadszedł w końcu od dawna wyczekiwany dzień. Mężczyzna wstał wcześniej niż zwykle. W radosnym nastroju zaczął przygotowywać się do wielkiego wydarzenia jakim był jej powrót...

...bynajmniej nie zaczął od siebie. Wyszedł z domu, otworzył garaż i chwilę tak stał wpatrując się w coś ukrytego pod ręcznie uszytym z prześcieradeł pokrowcu. Kiedy słońce dostatecznie ogrzało mu plecy, podszedł powoli do auta i zaczął delikatnie zwijać plandekę. Promienie światła zalśniły ostro w chromowanych zderzakach i atrapie auta. Wypolerowany do granic przyzwoitości lakier odbijał blask niczym najdroższe, kryształowe zwierciadła. Właściciel auta pootwierał wszystkie drzwi wozu, po czym znowu stanął w prześwicie garażowej bramy i napawał się pięknem i majestatem własnej limuzyny...

...rozradowany widokiem auta, które zwyczajnie uwielbiał, wrócił do domu. Wziął prysznic, ogolił się, wyprasował swoją najlepszą koszulę i wtedy przeszedł go niemal dreszcz przeczucia. Nie wiedział dokładnie o co chodzi, ale wydawało mu się, że coś nie gra. Jakiś drobiazg, a właściwie jego brak, stanowił, że pojechanie po wybrankę serca nie będzie tak do końca właściwe...

...kwiaty. Ano właśnie! Brakowało jakiegoś choć drobnego bukietu na przywitanie tej cudownej istoty. Postanowił wyjść wcześniej...

...czym prędzej odszukał swoje ulubione spinki do mankietów, założył z ogromnym pietyzmem koszulę, spodnie oraz nowe buty. Zdjął z wieszaka kluczyki i wyszedł...

...niespodziewające się niczego auto stało otulone promieniami słońca. Pan K. delikatnie pozamykał troje drzwi, po czym lekko uginając kolana i pochylając nieco, wpasował się w obszerne wnętrze auta. Samochód był mocno obniżony przez co trzeba było się trochę nagimnastykować przy całej celebrze jaką było zajęcie, wygodnego, skórzanego, jasno brązowego fotela. Włożył kluczyk. Przekręcił do pierwszej pozycji. Poczekał trzy sekundy i dokończył procedurę odpalania. W moment świece rozżarzyły się do czerwoności, a tłoki w moment obudziły do życia paliwo podawane przez pompę Boscha. Trzylitrowy Diesel zakołysał się delikatnie. Kierowca chwycił pewnie cienką i z pozoru delikatną kierownice, wrzucił Drive i ruszył spokojnie do kwiaciarni...

...chyba nie było  osoby, która dostrzegając tą klasyczną, kanciastą linie typową dla lat '70 nie spojrzała by się z zainteresowaniem...

...Pan K. był w punkcie zbornym przed czasem. Bukiet tulipanów położył na siedzeniu, bowiem wiedział, że wręczenie go przy wszystkich mocno by ją zakłopotało. Usiadł delikatnie na styku maski i lewego błotnika. Był cierpliwy. Czekał na nią całe życie, więc mógł siedzieć tam i cały wieczór...

...w końcu auto z podróżnikami podjechało na parking marketu. Panna S. machała już z daleka uradowana widokiem tego zgranego duetu. Wysiadła z samochodu. Nie spodziewając się niczego zaczęła zmierzać szybkim krokiem do uśmiechającego się faceta. Ten w moment, niczym wystrzelona z procy pestka, podbiegł do niej i chwytając w pasie podniósł tak wysoko jak umiał, okręcając się przy tym dookoła. Chciał krzyczeć z radości, powiedzieć - jak dobrze, że jesteś...

...nie zdążył, ponieważ zanim wyartykułował cokolwiek sensownego usłyszał wypowiedziane z radosną drwiną - głupek!..

... bez zastanowienia, niczym wyuczonym przez Pawłowa odruchem, odpowiedział tylko - też Cię kocham głupolu ;)