06 grudnia 2014

wylogowałem się...

Przez ostatnich parę dni siedziałem u siostry. Włożyłem w ten domek tyle pracy, że jak tylko Asia wyjeżdża na dłużej, za jej pozwoleniem i z niesamowitą przyjemnością zajmuję się "gospodarką"...

...jestem tam całkiem sam, niemal z dala od cywilizacji. Nie włączam kompa, nie loguję się na fejsa, nie gapię w telewizor. Na głośnikach leci muzyka, leżę na kanapie i myślę. Wiem, że robię to zbyt często, aż nader intensywnie, bo zwykle efektem tych umysłowych zapasów są jedynie frustracja i zniechęcenie. I tak też było teraz przez pierwsze trzy dni. Nic w tym czasie nie jadłem. Egzystowałem. Szedłem do pracy, wracałem wieczorem, robiłem Perełkę, szedłem spać. Niemal ze snu na jawie, przechodziłem w ten rzeczywisty, nieco twardszy, dający ułamek wytchnienia. A jednak w efekcie tych wszystkich przemyśleń, które z reguły anihilowały mój spokój, wyszło coś pozytywnego. Postanowiłem przestać się niszczyć...

...no bo nie tym razem. Nie teraz. Jestem o coś bogatszy, nauczyłem się czegoś. Doszedłem do wniosku, że szkoda czasu na rozwodzenie się nad tym wszystkim. Owszem, jest mi tego wszystkiego żal, nadal czuję rozgoryczenie, mam sobie wiele za złe, ale podnoszę się. Pomagają mi w tym tak bolesne jeszcze niedawno, wspomnienia. Przypominam sobie jak było pięknie i to dodaje mi sił, jakiegoś dziwnego typu motywacji, której jeszcze parę dni temu na próżno by szukać w najodleglejszych zakamarkach mojego pokręconego umysłu. Wiem, że coś się skończyło, wiem, że nigdy nie będzie już tak samo, ale może będzie po prostu inaczej. Chyba nie chcę już o tym myśleć, wkręcać w czaszkę tego tępego wiertła bezsilności. Może kiedyś będziemy jeszcze przyjaciółmi, może jeszcze kiedyś nasze losy w jakimś punkcie splotą się, a szyny wagoników naprowadzone kolizyjnym torem, połączą na zwrotnicy życia. Nic nie jest pewne, niczego jeszcze nie przesądziło przeznaczenie. Wiem tylko jedno - muszę jakoś żyć, jakoś to przetrwać, skupić się na czymś...

...ustawicznie utwierdzam się w przekonaniu, że nikogo nie szukam, nikogo nie chcę, bo każda kolejna kobieta, będzie tylko rozczarowaniem. Ależ skoro na widnokręgu przyszłości nie widać lądu, bezpiecznej przystani, to mam nie robić nic, pogrążać się w marazmie, poczuciu beznadziei. Nie...

...ktoś, kiedyś mi radził, aby jedno niepowodzenie przekuć w powodzenie czegoś innego. Dlatego zawziąłem się i mam nowy cel. Coś co dodaje, energii, mnóstwa frajdy i tej, tak brakującej mi wiary w siebie...

...ponownie wziąłem się za siebie. Jeżdżę na rowerze, biegam, niedługo zacznę chodzić na siłownię. Będę tak "śliczny", że może nareszcie spoglądając w lustro uśmiechnę się i powiem - przecież możesz wszystko, do Ciebie tylko należy wybór drogi, którą pójdziesz. Dokonałeś tak wiele, możesz zrobić teraz coś innego. Podjąć kolejne wyzwanie...

...i żyję dalej, po swojemu, ucząc się radzić z problemami w pojedynkę, tak jak kiedyś. Poniekąd uciekłem, a przynajmniej powoli do tego się przygotowuję. Porzuciłem Facebooka'a i wszystkich tych "przyjaciół" ten piękny wystylizowany świat. Na tych, na których naprawdę mi zależy postaram się zwyczajnie odwiedzić, zadzwonić, pogadać. A w przyszłości łatwiej będzie mi też odejść zostawiając to wszystko już zupełnie. Staram się coś zmienić...

...i ktoś powiedział mi "stań się teraz takim facetem jakiego każda kobieta szuka". Tyle, że nigdy nie wyzbędę się siebie, swoich wad, nawyków i pragnień. Nigdy nie dogodzę kobiecie, tak aby było w stu procentach dobrze. Dlatego lepiej być sobą, robić swoje i czekać na nią, na to co przyniesie czas...

...pierwszy etap za mną. Wylogowałem się do życia...