27 lutego 2011

będzie szeroko i nisko...

Niewiele się działo a to z racji braku kasy i cholernych mrozów. Nie bardzo chciało mi się grzebać przy aucie przy temperaturach rzędu plus trzech stopni...

...to co zobaczycie teraz miało miejsce jakiś tydzień temu. W między czasie przyjechał Jędras na pewne przymiarki i sprecyzowanie dość śmiałych rozwiązań. Kiedyś pokażę o co be...

...póki co nowy outfit...











...przymiarki dały wreszcie pewne odpowiedz. Staszek z Wheel-Wide.com wie jak zrobić mi dobrze, więc bądźcie spokojni. Będzie szeroko i nisko...

13 lutego 2011

i co roku jest tak samo...

Jakiś czas temu zainstalowałem sobie konto na fejsie. To przecież takie modne. Trzeba być na czasie, z resztą pracodawcy lubią sprawdzić czy nie zatrudniają psychopatów. W tym akurat mi to nie pomaga ale...

...ale założyłem. Czasami jest ciekawie, innym razem totalne nudy i porażka na maksa. Dochodzę jednak do wniosku, że Facebook jest płytki jak miejska kałuża. Nie ma tam nic co wychodzi po za kanon przeklejania linków i zdjęć. Fascynujące są jedynie zdjęcia użytkowników. Mogę oglądać tych pięknych ludzi całymi godzinami. Udane zdjęcia portretowe, fotki z imprez. Genialne ujęcia, ciekawe momenty z życia tych wszystkich uczestników, tej pseudo "społeczności"...

...przeglądając te setki osób, które przecież "mogą być" moimi znajomymi, utwierdzam się jedynie w przekonaniu, że wszystkie piękne kobiety są już zajęte - bez znaczenia czy mężate czy dzieciate. Po prostu niedostępne...

...ktoś mi ostatnio powiedział, że te wszystkie ślicznotki nie są dla niego, bo mierzy siły na zamiary. Ja wychodzę z podobnego założenia, używając sformułowania -  to nie moja liga, znam swoje miejsce...

...ostatni raz byłem na randce dziesięć lat temu. Nadchodzą kolejne Walentynki a nic się zmieniło. Dzień jak każdy inny, poniekąd tak. Święto też nie nasze, ale dla mnie jest to pewien symbol. Coroczny sygnał, że nic się w tej kwestii nie zmieniło. Czy nastąpi jakiś postęp ? Może jest cień szansy, może...

...choć to powtarzam sobie co roku i co roku jest tak samo...

...znalazłem fajny artykuł na sieci o randkach z ludźmi z poszczególnych znaków zodiaku. Chętnych odsyłam do lektury...


...wygodnych, opóźnionych w rozwoju, leniwych, lub po prostu niezainteresowanych czytaniem odsyłam do skrótu opisującego Raka...

Klasycznie i romantycznie
Raki nie lubią szybkiego życia, aktywnego wypoczynku czy spontaniczności. Cenią sobie ciszę, spokój, czułość i dobrą kuchnię. Ich wrażliwość i nieśmiałość najlepiej docenią osoby spod znaku Wagi, Skorpiona i Ryb. Choć może się to wydawać banalne, idealną randką w oczach Raka jest po prostu przesycona romantyzmem, własnoręcznie przyrządzona przez partnera kolacja przy świetle świec. Dobrze, gdyby rzeczone świece emanowały subtelnym, kwiatowym zapachem, a na talerzu znalazły się potrawy bazujące na którymś afrodyzjaku (np. banany, czekolada, truskawki, szampan). Dla Raka niezwykle istotna jest oprawa, ale i piękno chwili – ważne jest, aby zakochanej parze nikt nie przeszkadzał, a wieczór upłynął na głębokim patrzeniu sobie w oczy, dyskretnych, czułych gestach i pełnej komplementów rozmowie. 
 Raka niełatwo jest zdobyć, toteż na pewno nie można liczyć na konsumowanie związku już po pierwszej randce. Osoba spod tego znaku potrzebuje podpartych czynami zapewnień o dozgonnej miłości i czasu, by w te obietnice uwierzyć. W sypialni doceni z kolei romantyczną aurę i czułość. W zasadzie największą radość sprawią mu pocałunki i delikatne pieszczoty, na których spokojnie może poprzestać. Miłość jak w staroświeckich romansach to właśnie to, co Rak lubi najbardziej. 

Dodatkowa rada od Anny Świerczewskiej (znana tarocistka, autorka horoskopu miesięcznego, blogerka): zodiakalne Raki znane są z pocałunków doprowadzających do orgazmu. Najwrażliwszą częścią ciała osoby spod tego znaku są piersi. Przedstawiciele obu płci dobrze reagują na dotykanie brodawek - palcami, ustami czy językiem.

...prócz tego wpisu o braku zainteresowania aktywnym trybem życia, który jest już nieaktualny, to wszystko się zgadza. Co do joty. Te ostatnie akapity również :D... 

11 lutego 2011

nie ma to jak nowe części...

Wczoraj przyszło parę gratów zamówionych u Przemka. Dobrał mi manszety do półosiek. Zarówno te od strony koła jak i skrzyni biegów. Nie ma to jak nowe części, zobaczymy tylko jak bardzo będzie trzeba je "dopasować". Przy okazji przyszły też harmonijki do maglownicy, końcówki drążków oraz nowa pompka spryskiwacza...



06 lutego 2011

wysiłek to fajna sprawa...

Zacząłem z dwoma litrowymi szklanymi butelkami po Whiskey. Każda ważyła po 1,80kg. Pomyślałem, że po co inwestować w coś co znudzi się szybciej niż się zaczęło. O dziwo ćwiczę z hantelakami już ponad 3 tygodnie. Trochę za namową Hank'a a trochę z chęci wyćwiczenia mięśni i zliwkidowania zwiotczałej skóry. Parę dni temu kupiłem sobie sprzęt trochę bardziej zawodowy...



...to dobry wstęp i przygotowanie do sezonu rowerowego. Siła rąk to podstawa. Bieganie za to przygotuje mięśnie nóg do wytężonego wysiłku. Na marginesie dziś udało się przebiedz około 2200 metrów, jestem z siebie dumny. Jest w tym coś fajnego. Słuchawki w uszach, Ty i ścieżka. Mimo iż dziś padało czułem się super. Wydawało mi się, że mogę wszystko. Wysiłek to fajna sprawa...

02 lutego 2011

grubas przy okienku...

Gruby byłem od zawsze. Zaczęło się od wyjazdów rodziców na tzw. "handel", czyli wymianę towarów między bratnimi narodami krajów socjalistycznych. Polskie rzemiosło szło na Węgry. Za zgromadzoną walutę kupowało się w ZSRR sprzęty gospodarstwa domowego a na końcu sprzedawało w Jugosławii lub w innych dowolnych tego typu konfiguracjach. Ja zostawałem z babciami. Najczęściej z Wandą. Osobą, która do dziś kocha jeść i fantastycznie gotuje. Karmiony gotowymi dankami dla dzieci marki Milupa zacząłem przybierać na wadzę już jako mały szkrab. Nie pomogło bieganie z dzieciakami po podwórku, jeżdżenie na rowerze czy długie spacery. Z każdym przyjazdem rodziców ich zadziwiałem...

...możecie się domyślać, że podstawówka była piekłem. Dzieciaki bywają okrutne. Na WF'ie zawsze zwolniony. Głupie badanie kręgosłupa kończyło się skrępowaniem. Ciągłe wyzwiska, przytyki. Jedynie dzieciaki z mojej klasy nie dawały mi tego odczuć. Jakoś przez to przebrnąłem, choć dyskoteki szkolne spędzałem na krzesełku, na bal finałowy nie mogłem nikogo znaleźć. Zawsze zamknięty w sobie kujon z czerwonymi paskami na świadectwach...

...w liceum znowu klasa mnie zaakceptowała i o dziwo reszta szkoły też. Może w pierwszej klasie było ciężej ale nadrabiałem sympatycznym podejściem do ludzi. Chętnie oferowałem swoją pomoc i nawiązywałem przyjaźnie. Dziewczyny ? oczywiście dramat. Zero znajomości, zero szans - człowiek zero. Opatentowałem wdupianie w domu, tak aby nie było widać braków, dokupywałem czasami jedzenie aby nikt się nie poznał. Kupowałem jakieś śmieciowe żarcie po powrocie z zajęć - rosłem...

...był jeden mały epizod z dietą w tym czasie. W czwartej klasie zakochany szaleńczo w pewnej Asi z poza swojej szkoły, z którą miałem okazję spędzić studniówkę, zawziąłem się i zabrałem do walki z wagą na początku roku. Sposób był prosty. Nie jeść śniadań, niczego w między czasie, aż do obiadu. Wyrzec się słodyczy i tłustych potraw. Efekty były fenomenalne. Choć dziś już nie pamiętam jakie dokładnie. To się jednak szybko skończyło. Zawód miłosny i zarzucenie swoich zasad w połowie lata doprowadziły mnie znowu do stanu, chorobliwej otyłości. Straciłem nadzieje i sens tych działań...

...w 2005 roku wyjechałem w wakacje z Rafałem [ kolegą z liceum ] do pracy w Anglii. Tam w wyniku oszczędzania na jedzeniu, wytężonemu wysiłkowi fizycznemu a potem w efekcie dbania o siebie, zrzuciłem jakieś 20kg. Wróciłem odmieniony, wreszcie chudy. Czułem się świetnie. Co z tego, kiedy powrót do wagi trwał niecałe pół roku przekraczając poprzedni próg...

...nastał czas studiów. Tam nie było już żadnych głupich docinków czy aluzji. Byłem sobą, w miarę dowcipny, miły, sympatyczny tłuścioch. Ludzie mnie lubili takim jakim byłem. Za dziewczynami się oglądałem, ale samemu będąc dla nich niewidzialnym. Często po zajęciach chodziłem na kanapki Yemy lub na Shoarmę do Sfinksa, po czym po powrocie, jak Pan Bóg przykazał zjadałem solidny obiad z rodziną...

...szkoła jednak nie wypaliła i zacząłem pracę. Kupiłem duże auto, żeby wygodnie w nim pracować. Zaakceptowany przez większość taksówkarzy nie zauważałem już swojego kalectwa. Była tylko jakaś wewnętrzna zazdrość, kiedy patrzyłem na tych wszystkich pięknych ludzi, wysportowanych kolesi bawiących się w klubach, podrywających cudowne dziewczyny. Przyzwyczajony jednak, do stanu rzeczy, myślałem o tym bardzo rzadko...

...praca pomagała mi pięknie tyć. Jedzenie na mieście kebabów, McSyfu, chińszczyzny, pizzy rozmiarów XXL, brak ruchu, ogólny marazm, stres, siedzenie na necie, brak jakiegoś większego celu i zajęcia. Miałem spust, potrafiłem opierdolić w nocy po pracy z piątku na sobotę dwa kebaby z litrem Coli by nazajutrz w nocy powtórzyć ten wyczyn. Mimo iż, cały poprzedni dzień czułem na żołądku swoją przygodę. Chodziłem ociężały z obolałą wątrobą i uczuciem ciężkości w brzuchu, ale jadłem to gówno ze smakiem wmawiając sobie, że to ostatni raz, że wreszcie z tym zerwę. Tak, też było z jedzeniem z Maca. Nie skłamię, jeśli powiem, że uzależniłem się od tego chłamu. Potrafiłem ze 3 razy w tygodniu przepierdolić niecałe 30,00zł zamawiając ze 4 czy 5 Chessów, do tego duże frytki z dużą Colą. Jadłem aż do momentu, kiedy nie skończyłem - nie w momencie uczucia sytości bo one następowało już w połowie, dopychałem jednak do końca, by nic się nie zmarnowało...

...czy miałem wyrzuty sumienia ? Jasne, do następnych odwiedzin Turka czy dziewczyn z McDrive'a. Na marginesie, czułem się jak tępy kretyn podjeżdżając do okienka i zamawiając te tony żarcia. Grubas przy okienku musiał wzbudzać litość i pusty śmiech, a mimo tego jeździłem, zamawiałem, jadłem...

...moja waga wspięła się na początku 2009 roku do poziomu 141kg. Zaskoczeni ? Podobno nie wyglądałem na tyle. Ale jeśli nie na tyle, to na ile ? Na 160kg ? Tak też się czułem. Zakup ciuchów urastał do dramatu i potęgował frustrację. Mówiłem sobie - Piotrek zacznij coś zmieniać, bo nie możesz kupić już nic fajnego, nic modnego, nic ładnego. Jednak, gdy tylko udało się jakimś fartem znaleźć znowu odpowiednie spodnie czy koszulę, olewałem temat - jak zwykle. Problem był ze wszystkim, głupie zawiązanie sznurówek sprawiało problem, zapadały się pode mną buty, wejście na drugie piętro doprowadzało do mega zadyszki...

...wszystko zmieniło się 23 stycznia 2010 roku. Zainspirował mnie Robert. Wtedy przedstawił twardo warunki swojej walki o lekkość. Zaczął pięknie. Motywowany przeze mnie leciał w dół jak burza. Ja sprowokowany i zachęcony, czując jego wsparcie i mogąc dzielić się swoimi doświadczeniami zacząłem 2 lutego. On na początku leciał na wodzie, warzywach, owocach i nie jadł niczego innego. Ja wpadłem na pewien pomysł. Śniadanie zastąpiłem galaretką owocową. Nie posiadająca zbyt wielu kalorii, działała idealnie jako zapychacz. Jadłem pół litra rano i w razie potrzeby oszukania głodu w ciągu reszty dnia. Do tego normalny obiad. Odrzuciłem całkowicie jedzenie na mieście, słodycze, przekąski. Przestałem podjadać. Na początku się z tym kryłem, unikając jedzenia śniadań wraz z rodziną. Wolałem nie zdradzać się na wypadek, gdyby znowu się nie udało. Potem jednak oficjalnie się przyznałem. Przez pierwsze dwa tygodnie, dzień za dniem, litr za litrem opychałem się galaretką. Potem dla urozmaicenia zacząłem jeść płatki owsiane z mlekiem. W między czasie pożegnałem się z każdym miejscem, w którym jadłem różne świństwa, zjadając w nim ostatni posiłek. Tradycyjnie po dwa kebaby, jakąś chińszczyznę lub pizzę. Przygodę z McDonaldem zakończyłem epicko zamawiając 6 Cheeseburgerów, dwie porcję dużych frytek i dużą Colę. Czułem się jak świnia zjadając to wszystko. To jednak dało mi siłę, wiarę w możliwość przebrnięcia przez najcięższy okres. Na wiosnę zacząłem jeździć na rowerze. Na początku czerwca wyzwaniem okazywał się dystans 3km. Pod koniec wakacji robiłem 30km...

...schudłem wtedy 20kg i już czułem się dobrze. Muszę przyznać, że te 20 kilo było chyba najłatwiej zrzucić. Każdy następny kilogram okupiony był ciężka harówką na rowerze lub odmawianiem sobie jedzenia. W efekcie pod koniec grudnia 2010 osiągnąłem najniższą wagę 108kg. Próbując chudnąć dalej w okresie zimy, swój brak odporności i ogólne osłabienie organizmu przypłaciłem zapalaniem oskrzeli. Na jakiś moment poluźniłem swoje zasady normując wagę na poziomie 112 kilogramów. Był to poziom mniej lub bardziej wahający się, ale możliwy do utrzymania. Ostatnio znowu rozpocząłem walkę od nowa. W poniedziałek 24 stycznia wybrałem się sam z walkman'em na uszach do parku w celu przebiegnięcia pewnego wyznaczonego sobie odcinka liczącego 1500m. Udało się. Jaki ja byłem szczęśliwy. Przebiegłem to, cholera - dałem radę. Wyplułem płuca, serce chciało mi wyskoczyć, ale dokonałem tego. Od tego momentu biegam codziennie. Efekty są widoczne gołym okiem. Ostatnio zakupiłem sobie dwie pary jean'ów. Z rozmiaru 44 zszedłem na 38. Koszule w kołnierzyku 46/47 zastąpiłem rozmiarem 43. Wiosenna kurtka kupiona dla ojca w rozmiarze L zaczęła na mnie pasować. Dziś wbiegam na piąte piętro i zaraz zbiegam a wracając z dziadkiem z zabiegów powtarzam ten proces. Nie sprawia mi to najmniejszego wysiłku. To tylko wycinek tego co się zmieniło. Czuję się jak młody Bóg, lepszy, zdrowszy, zauważany przez płeć piękną...

...od tego czasu nie jem pieczywa, jeśli na obiad trafia się danie przy jego akompaniamencie, jem go mniej lub wybieram żytnie lub razowe. Nie jem żadnych wędlin, żółtego sera i słodyczy. Nie używam masła. Piwo piję okazjonalnie.Makarony jem tylko al dente. Cukrem słodzę tylko kawę, którą pijam rzadko. Unikam potraw tłustych. Na śniadanie nadal jem płatki albo galaretki, wypijam zsiadłe mleko, jem jogurt, maślankę lub zjadam owoce. Obiady jadam normalne, może trochę mniejsze niż kiedyś i gotowane zdrowiej. Rodzina też zaczęła myśleć jak gotuje i co je..


...nie zauważam żadnych minusów. No może po za tym, że bardziej marznę i wydaję więcej na ciuchy, które wreszcie zaczynają trafiać się w normalnych butikach czy sklepach...


...dziś mija równy rok jak zmieniłem swoje życie. Robert odpadł 3 marca...

...zdjęcie pochodzi z Mielna z sierpnia 2010. Teraz wyglądam jeszcze inaczej...