12 sierpnia 2012

autentyk...

Istny autentyk z dzisiejszej nocy...

Na taryfie pracuję pięć lat, a zdarzyło mi się to po raz pierwszy...

Stoję na Pietrynie obok auta, w głośnikach fenomenalna płytka Łony, "Cztery i pół". Wpadam na pomysł aby zajrzeć do tyłu i ogarnąć dywaniki. Obok laska czai się jak w skeczu Kabaretu TEY - "jesteś, nie ma Cię, skradasz się". Pytam w końcu czy chce jechać i tu nawiązuje się arcy ciekawa konwersacja:

- tak, chciałabym ale mam bardzo mało pieniędzy - mówi niepewnie.
- a dokąd chce Pani jechać i ile ma Pani pieniążków - pytam z zainteresowaniem...
- mam 12zł i chciałabym pojechać na Smulsko...

Głowię się chwile, bo w miejsce do którego chce się udać, licznik wybije najmarniej 30,00zł. W końcu mówię jej, że:

- gdyby to były dwie dychy, to bym się zlitował ale, za taką kasą to niech mi wybaczy ale odmówię...
- dziewczyna nie ustępuje mówiąc - bardzo Pana proszę, nie mam więcej...

...pytam, czy może w domu ma jakieś extra fundusze, bo musi mi wierzyć, że mimo dobrych chęci nie jeżdżę na wodzie szczególnie, że wracam po kursie z powrotem na Pietryne. Odpowiada łamiącym się głosem stwierdzając, że niestety nic więcej nie ma, nawet w domu. W efekcie tych słów odmawiam grzecznie, zmierzając już za kierownicę auta. Wtedy pada zdanie proste, ale dosadne w swej wymowie:

- a jeśli zaoferuje dodatkowe "małe co nieco"...
...zdanie uderza mnie w potylice, łamiąc zupełnie na moment kręgosłup. Najwidoczniej ten moralny bo jestem w stanie zapytać rzeczowo, trochę grając na jej uczuciach - co ma Pani na myśli...
- no dam to co mam i ci obciągnę...
 :D...