26 października 2011

stos kartek...


              Piotrek w sobotę wyszedł do pracy później niż zazwyczaj. Rysowało się przed nim widmo jeżdżenia do wczesnych godzin rannych. Była chyba dwudziesta i choć było ciepło, w mieście siąpił gęsty, przenikliwy deszcz. Wciskał się we wszystkie zakamarki ubrań przechodniów, którzy mijali stojącego na Piotrkowskiej Mercedesa. Ludzie patrzyli z zazdrością na siedzącego w środku młodego taksówkarza, bo kiedy oni tak przeraźliwie walczyli ze wszechogarniającym ich deszczem mrużąc oczy, on siedział wygodnie rozparty w fotelu i czytał. Był tak mocno zatopiony w swojej lekturze, iż wcale nie zauważał tych przeszywających go lodowatych spojrzeń. Gdyby ich właściciele mieli moc sprawczą, mogli by jednym rzutem oka mrozić butelki rosyjskiego Gristoje. Piotrek nieświadom tego, przemierzał kolejne strony najciekawszej książki, jaką dotąd czytał. Dając się wciągnąć w tę historię, żałował, że nie była osadzona w realiach powojennej Łodzi, którą tak kochał. Prawdopodobnie opowieść nie byłaby tak barwna, ale wciągnęłaby go chyba jeszcze bardziej, niczym otchłań brudnego Bałtyku. Mimo tego chłonął ją całym sobą, ciesząc się, że ma do przestudiowania jeszcze ponad 300 stron.

            Ktoś nieśmiało szarpnął za klamkę. Pierwszą rzeczą, która pojawiła się na tylnej kanapie, była papierowa, ozdobna torba jaką dają teraz w każdym, nawet najbardziej podrzędnym butiku. Nie było widać na niej nadrukowanego loga, jednak to nie ono przykuło tak wzrok kierowcy. Wysokie, czarne szpilki, a w nich ciasno dopasowane, długie, szczupłe nogi, dobrze rokowały brakującej reszcie ich właścicielki. Zgrabna dziewczyna pospiesznie zatrzasnęła drzwi taksówki. Uśmiechnęła się kącikiem swoich naszminkowanych na czerwono ust i jakby nie chcąc przeszkadzać trzymającemu jeszcze w ręku książkę kierowcy, szepnęła - Pomorska 25.

            Młody adept ciężkiej szkoły jaką jest wożenie ludzi za pieniądze, przywykł do krótkich kursów przy akompaniamencie padającego deszczu. Nie dając po sobie poznać rozczarowania jakie trapiło jego głowę, odłożył lekturę wkładając wprawnym ruchem ręki zakładkę, gdzieś w połowie jej grubości. Świece żarowe tego dwu i pół litrowego Diesla skończyły swą chwilową, ale arcy ważną powinność i samochód zakołysał się lekko. Ropa zaczęła miarowo pulsować w układzie paliwowym wprawiając silnik w delikatny, wręcz ledwo słyszalny w kabinie, klekot. Koło sterowe po wykonaniu niemal dwóch obrotów, podcięło koła do swojego maksymalnego wychylenia i kombi ruszyło niechętnie. Między innymi za niebywałą zwrotność, taksówkarze tak kochali swoje Mercedesy.

            Stojący na rogu ulic Piotrkowskiej i Moniuszki hydrant, auto minęło na centymetry. Po dużej wprawie widać było, że świadkiem takich manewrów nie raz była stojąca tam kamieniczka Grand Hotelu. Kurs nie należał do długich, więc Piotrek nie silił się na rozmowę. Pasażerka jakby korzystając z chwili tej martwej ciszy, widząc chyba grzbiet okładki, wpadła na pomysł, ażeby w ten sposób jakoś zagaić rozmowę.

- Podoba się Panu ta książka ?

            Ręka kierowcy po włożeniu drugiego biegu złapała za gałkę radia i ściszyła lecącą piosenkę "Stop" z płyty Sokoła i Marysi Starosty. Piotrek spytał z lekko wyczuwalnym poirytowaniem.

- przepraszam, nie dosłyszałem...

- pytałam czy podoba się Panu książka, która leży na podszybiu.

            Stos kartek, niczym wywołany do odpowiedzi, przesunął się delikatnie na pokonywanym w lewo zakręcie. Auto właśnie wjeżdżało w ulicę Wschodnią. Młodziutka dziewczyna kontynuowała swoją wypowiedź, chyba po to by nie zmuszać do wysiłku myślowego siedzącego z przodu chłopaka.

- to jedna z moich ulubionych książek. Przeczytałam ją jednym tchem. Nie byłam nigdy w Warszawie i większość z opisywanych tam miejsc jest mi obca, a mimo tego lektura okazała się frapująca. Ja wręcz czułam tą gęstą atmosferę zadymionych spelun i kawiarni.

            Tu złapała oddech i zamyśliła się na moment. Piotrek zasłuchał się chyba, bo nawet nie zauważył tej chwilowej przerwy. Kobieta niepytana powiedziała z wyraźnym rozrzewnieniem:

- przechodziły mnie ciarki, kiedy wyobrażałam sobie tych spoconych, niemal lepkich od potu, bezzębnych chuliganów w oprychówkach. Puszczałam wodze fantazji, próbując naszkicować sobie obrazy tych budynków, skwerów, bazarów i parków - cały koloryt tego miasta. 

            Serce Piotrka zabiło chyba szybciej, bo nagle ożywił się. Obudzony z odrętwienia włączył wycieraczkę i osuszył od paru chwil zupełnie już nieczytelną przednią szybę. Szukał w głowie jakiegoś pasującego jak ulał w tej chwili zdania, ale nic nie przychodziło mu na myśl. Powiedział tylko zły na siebie dojeżdżając do adresu:

- to tutaj ?

            Zaskoczona takim obrotem sprawy pasażerka, odparła zdecydowanym tonem:

- tutaj będzie dobrze.

            Dziewczyna wręczyła dziesięciozłotowy banknot, podziękowała dając tym samym do zrozumienia, iż reszty nie trzeba, a następnie wysiadła. Właściciel auta, zmieszany całą tą sytuacją, zamiast powiedzieć dziękuję, wystrzelił nagle:

- książka jest niesamowita.

            Nie miał żadnej pewności, że ta długonoga blondynka o ciemnej barwie włosów dosłyszała jego słowa. Cień nadziei zarysował się jedynie na widok delikatnego uśmiechu jaki przyozdobił bez tego śliczną twarz tej panny.

            Drzwi się zatrzasnęły, a kierowca został sam z zatroskaną miną. I kiedy właścicielka mini, w odcieniu karminowej czerwieni, zniknęła za drewnianą bramą, mżawka przerodziła się w regularną ulewę. Ciężkie krople uderzały o dach tak posępnie jak mógł bić w bęben mały dobosz obwieszczając niechybny koniec wodza pod Waterloo. Pierwszy bieg wycieraczek nie nadążał zbierać wody wylewanej na przezroczystą taflę niczym z wiadra.

            Robiło się ciemno. Ta mieścina oszczędzała nawet na latarniach ulicznych włączając je dopiero przy zupełnych ciemnościach. Tu opowieść spokojnie mogłaby skończyć swój leniwy bieg, gdyby nie fakt, że pod tą samą odrapaną kamienice jakich wiele w tym mieście, podjechała kolejna taksówka. Pospiesznie wysiadł z niej młody chłopak i po chwili zniknął w prostokątnym prześwicie bramy. Minął jakiegoś żulika szukającego tymczasowego schronienia i wskoczył do frontowej klatki. Domofon od dawna nie działał. Prawdopodobnie którejś niedzieli, grupa znudzonych małolatów zafundowała mu mocno nieudaną operację na otwartym sercu.

            Zapach wilgoci i moczu zaatakował podstępnie nozdrza mężczyzny. Z powodu zbitej żarówki, swoje kroki na wytartych, drewnianych schodach, stawiał niepewnie. Dobrze, że jego kobieta mieszkała na pierwszym piętrze. Wyszperał ręką na ścianie dzwonek i przytrzymał go chwilę. Zza drzwi dało się słyszeć ciche stukanie. W otworze judasza pojawiło się światło. Dwa przekręcenia zamka uwolniły wrota. Stanęła w nich śliczna jak z obrazka, kobieta w butach na wysokim, cieniutkim obcasie.

- widzę, że jesteś już gotowa, to dobrze - odparł wyraźnie uradowany.

- ale ja dopiero wróciłam z zakupów, musisz dać mi chwilę.

- miałaś dość czasu żeby się przygotować. Ubieraj się, dzwonię po taksówkę bo w taką ulewę będziemy czekać wieki. Najwyżej cierp chwilę postoi.

            W tonie wypowiedzi na próżno było już szukać wcześniejszej radości. Dziewczyna pobiegła jak poparzona do łazienki wyszczotkować włosy. Mimo bólu jaki odczuwała szarpiąc delikatne kosmyki, spieszyła się jak tylko mogła. Spryskała się wodą toaletową, zgarnęła pospiesznie płaszcz i stojąc w przedpokoju zakomunikowała dumnie:

- jestem już gotowa.

- nareszcie... powinnaś być już naszykowana 20 minut temu. Przez Ciebie się spóźnimy. Czasami to się kurwa zastanawiam dlaczego ciągle z Tobą jestem.

- a zadzwoniłeś już po taksówkę kochanie - dziewczyna powiedziała to w sposób mocno zakłopotany chcąc jakby załagodzić całą tą napiętą sytuację.

- tak. Szukaj kluczy i zbieraj dupę. Wychodzimy w tej chwili - wymamrotał pod nosem gach.

Na ulicy taryfa czekała już na tych dwoje. Deszcz zelżał, sodowe żarówki rozświetlały ulicę. Para wsiadła do auta.

- klub KOKOO - zawyrokował facet.

            Sałaciarz syknął z wątpliwego zadowolenia i ruszył w drogę. Klient zaraz dodał z zauważalną wyższością:

- tylko przypadkiem kurwa nie jedź na około. Stań na Pietrynie, dojdziemy te 10 metrów.

            To miasto miało specyficzny, niemal nowojorski układ ulic. Szczególnie ścisłe centrum gęste jest od jednokierunkowych jezdni ułożonych względem siebie równolegle. Często by dojechać we wskazane miejsce należy nadłożyć trochę drogi. Rodowici Łodzianie nie odczuwają tych niedogodności tak bardzo jak osoby przyjezdne, a tym bardziej turyści.

            Kierowca zagryzł zęby, żeby nie powiedzieć jednego słowa za dużo i ruszył przed siebie. Nie minęło pięć minut, kiedy byli już na miejscu.

- 8.16 zł - burknął pod nosem facet za kierownicą.

- zaokrąglij sobie, nie będziemy bawić się w miedziaki - powiedział jakby rozbawiony chłopak.

- a do ilu zaokrąglić rachunek - odezwał się niepewnie taksiarz.

- no do 8,20 rzecz jasna - powiedział głos z tylnej kanapy.

            Taksówkarz miał powiedzieć, że taka hojność to zbytek łaski, że sam nie wie co zrobić z takim kolosalnym napiwkiem, że dzięki temu finansowemu wsparciu będzie mógł wysłać syna na studia. W końcu nie powiedział nic, bo dobrze wiedział czym kończą się takie dywagacje. Zamiast tego resztę wydał "miedzianym" złomem, zupełnie nie przejmując się faktem, że parze spieszyło się na parkiet.

            Mężczyzna zatrzasnął drzwi z dostrzegalnym wkurwieniem, zupełnie zapominając, że nie jest sam. Dziewczyna trochę skonsternowana całą tą sytuacją, chcąc ją załagodzić, powiedziała wysiadając:

- przepraszam za niego.

            Zamknęła za sobą delikatnie drzwi i mimo wysokich i cienkich jak ołówki szpilek, ruszyła biegiem przed siebie. Ryzykując skręceniem nogi goniła swojego faceta. Za swoje starania dostała jednak, tylko ostrą reprymendę:

- ruszaj się, ruszaj. Beze mnie i tak nie przejdziesz selekcji, a nie będę na Ciebie czekał.

            Na bramce jednego z najpopularniejszych klubów w Łodzi stał gość, który niechybnie musiał dorabiać sobie przeprowadzkami. W ciągu dnia lubił pasjami noszenie gdańskich szaf, zaś wieczorami był panem życia i śmierci decydując kto zabawi się w jego klubie. Pod jego ramionami zmieściłyby się spokojnie ze dwa worki z brykietem drzewnym, a płaski nos ujawniał jeszcze jedną miłość - miłość do awantur. Staszek nie lubił rozmawiać. Wszystkie spory rozwiązywał swoim silnym ramieniem. Tego wieczoru miał nad wyraz dobry humor i widząc już w oddali znaną mu parę, kiwnął do nich przychylnie. Radość jaką sprawiało mu dyrygowanie tłumem zdradzał uśmiech odsłaniający brak lewej dwójki.

            Z podziemi dało się posłyszeć stłumione dudnienie, na powierzchni zaś, kolejka mocno gęstniała. Dwie dziewczyny w krótkich sukieneczkach lśniły kusymi bluzkami i błyszczykiem na ustach. Ich sutki od tego ścisku sterczały niczym gotowe do startu pociski SCUD. Nieczuły na ich wdzięki Stanisław burknął, że dzieci nie wpuszcza, jednocześnie odwieszając gruby sznur wiszący na słupku. Znajomy nam chłopak wykorzystał ten gest i obejmując swoją partnerkę zniknął w czeluściach lokalu.

            W tym samym czasie, Piotrek, stał na jednej z sypialni tego miasta. Nieformalny postój "Gałka" tak potocznie nazywany przez taksówkarzy, znajdował się na tyłach pawilonów przy ulicy Broniewskiego. Otaczającą go ciemność w jednej chwili rozświetlił w aucie migający i pikający terminal.

- już ? Tak szybko ? Zaledwie 45 minut - pomyślał sobie mocno zaskoczony kierowca.

            Jego palec nacisnął zdecydowanym ruchem przycisk TAK. Zielony wyświetlacz pokazał adres - Kadłubka 11/19 mieszkania 69. Taksówka podjechała pod wieżowiec po niespełna 3 minutach. Piotrek otworzył schowek i ukrytym tam przełącznikiem zapalił koguta. Chciał być widoczny dla klientów. Chwytał już za telefon, aby powiadomić o swoim przyjeździe, kiedy z klatki przy której stał, wyszło dwoje młodych ludzi. Chłopak był średniego wzrostu, przystojny, gustownie ubrany w jasną wizytową koszulę, marynarkę, dżinsowe spodnie i sportowe buty. Dziewczyna miała długie, kruczo-czarne włosy, stalowy płaszczyk i botki w kolorze kawy z mlekiem. Widać było, że tych dwoje pasowało do siebie, a przy okazji dało się odczuć, że koleś dba o wybrankę swojego serca. Młodzian bowiem otworzył jej drzwi, poczekał aż wsiądzie i delikatnie za nią zamknął. Obiegł pospiesznie auto, wsiadł i natychmiast powiedział:

- klub Casablanca, Piotrkowska 107. Proszę jechać tak jak Panu wygodniej, wszak szkoda tak fajnego samochodu do jazdy po dziurach.

            Piotrek dobrze wiedział gdzie znajduje się wspomniany klub. To urokliwe miejsce pokazał mu jego najlepszy kolega z dzieciństwa - Krzysiek. Nie był to typowy Pub, choć sprzedawali tam piwo, nie była to też kawiarnia mimo, iż serwowali tam wyśmienitą kawę. Trudno jednoznacznie określić ten lokalik. Można było tam potańczyć, zakurzyć sziszę i posłuchać dobrej arabskiej muzyki. W duchu Piotrek trochę zazdrościł tym dwojgu.

            Trasa minęła pod znakiem rozmów na temat wyższości starych Mercedesów nad nowoczesnymi autami. To był pewnego rodzaju standard. Dało się wtedy posłyszeć takie słowa jak: niezniszczalny, niezawodny, legenda, milion kilometrów, czy wreszcie fundamentalne zdanie, które padało zawsze - teraz się już takich samochodów nie produkuje.

            Taksówka podjechała pod wyznaczony adres. Chłopak zadowolony z szybkości z jaką się tam znaleźli oraz z miłej rozmowy jaką uciął sobie z kierowcą, dał mu sowity napiwek. Para wysiadła i znów zrobiło się cicho. Piotrek chciał jak najszybciej odjechać z tego odcinka ulicy Piotrkowskiej. Trudno logicznie wytłumaczyć dlaczego nasz bohater nie lubił stawać pod tą okazałą willą Juliusza Heinzla, w której mieścił się Urząd Miasta. W każdym razie kombi ruszyło z miejsca by po paru minutach zameldować się na skrzyżowaniu ulic Piotrkowskiej i Moniuszki. To właśnie tam najchętniej ustawiał się nasz dryndziarz.

            Zrobiło się ciepło. Dziewczyny skrzętnie to wykorzystały zdejmując płaszczyki i swetry. Z resztą była to jedna z tych zagadek ludzkości. Jak te półnagie, roznegliżowane panny z pępkami na wierzchu, w ledwo przykrywającymi tyłek sukienkami, nie marzły. Piotrek zastanawiał się nad tym faktem wielokrotnie. Pewnie nie był jedynym facetem który o tym myślał. Zawsze jednak dochodził do jednej i tej samej konkluzji:

- pewnie robią to dla nas, mężczyzn.

            Pomyślał o tym w momencie, w którym mijała go wysoka blondynka, w zamszowych szpilkach. Mini, ledwie w mikro długości, niemal nie zasłaniała jej zgrabnego tyłeczka. Idąc zamiatała nim zalotnie niczym paw wykonujący swój godowy taniec. Faceci oczarowani tym zjawiskowym widokiem, mijając ją, całkiem ryzykowali swoje życie i odwracali głowy.

            Piotrek dobrze znał te zachowania, wszak każdy mężczyzna myśli o tym samym, jakiś bilion razy na dobę.

            Dzień, a mówiąc uczciwie, ta wakacyjna noc, mijała bardzo leniwie. Nasz bohater miał za sobą parę lepszych strzałów, zrobił również kilka "bobów" Teraz jednak, stał na Pietrynie w towarzystwie kilkudziesięciu innych taksówkarzy i wybitnie się nudził. Z głośników dało się posłyszeć ostry bit oraz soczyste przekleństwa Chady. Piotrek przyglądał się ulicy bardzo uważnie. Z natury był dobrym obserwatorem. Wiele szczegółów, które umknęłyby zwykłym, zaaferowanym codziennym zgiełkiem ludziom, on dostrzegał.

            W pewnym momencie, z pośród tłumu ludzi tworzących sztuczny tłok przed dyskoteką, wyłoniła się drobna postać. Dłońmi zasłaniała sobie niemal całą twarz. Wiele wieczorów jakie spędził w tym miejscu nasz bohater i sytuacji jakie widział, mogłyby zlać się w jedną, ale mimo tego, kobieta idąca w jego kierunku wydała mu się dziwnie znajoma. Przypatrywał się uważnie tej narastającej postaci idącej wprost na niego. Kiedy złapała za klamkę, jeszcze nie był pewny, jeszcze trapiły go wątpliwości. Dopiero, gdy zobaczył znajome buty na obcasie a w nich te same zgrabne nogi, przypomniał sobie.

- to ta sama dziewczyna, którą wiozłem pod wieczór - pomyślał w duchu - kurs będzie krótki, ale to zawsze coś - tłumaczył sobie, znajomy nam taksówkarz.

            Zastanawiał  go jednak jeden fakt. Dlaczego ta śliczna i skądinąd bardzo sympatyczna dziewczyna tak szlocha.

            Pasażerka siedziała za nim, także Piotr nie mógł dojrzeć jej we wstecznym lusterku. W końcu nie wytrzymał, odwrócił się i najdelikatniej jak potrafił, odezwał się:

- bardzo Panią proszę, proszę nie płakać, bo i ja się rozkleję. Jaki problem trapi tak śliczną buzie. Czy mogę jakoś pomóc ?

            Z tyłu auta dochodziło ciche łkanie. Strużka tuszu naniesiona przez spływające łzy kończyła się gdzieś za stójką czarnego, filcowego płaszcza. Ostatnia łza spłynęła po policzku opróżniając już mocno opuchnięte spojówki. Zrobiło się bardzo cicho i posłyszeć się dało tylko szum ulicy wpadający z poza auta.

- co mam teraz zrobić, odezwać się, ponownie zaproponować pomoc, zapytać się co się stało - myślał mocno strapiony szofer.

            Wtem, zupełnie niespodziewanie dziewczyna odezwała się. W jej głosie wyczuć było można żal, ból czy nawet wściekłość

- wszyscy jesteście tacy sami. Na początku mili, a kiedy Wam się znudzimy, zachowujecie się jak świnie - krzyczała rozgoryczona kobieta.

- poważna sprawa - zadumał się Piotrek.

            Dziewczyna nie pytana o zdanie, kontynuowała swój występ.

- kochałam go nawet wtedy, kiedy mnie poniżał, przymykałam oczy na to wszystko co o mnie mówił, ale tak mnie upokorzyć. Ja tylko chciałam być kochana i chciałam mieć kogoś, kim mogłabym się zaopiekować.

            W tym momencie coś w niej pękło i ponownie się poryczała. Wszystko to, co powiedziała, wcale nie ułatwiało zadania jakie los postawił przed tym młodym kierowcą. Piotrek totalnie nie wiedział co ma z tym fantem począć. Zagrał twardo i po prostu odpalił silnik. Mocno tym zaskoczona pasażerka, z gniewem na ustach krzyknęła:

- gdzie jedziesz, nie powiedziałam Ci jaki to adres.

- czekam na niego od paru minut - odparł ze służbowym spokojem taksówkarz.

- jesteś taki sam jak oni. Dla Ciebie liczy się tylko hajs. Nie masz w sobie za grosz uczuć dupku - ostatnie słowo wypowiedziała z pogardą godną zawodowca.

            W tym momencie, ta urocza diablica zamyśliła się głęboko, by po chwili, głosem pozbawionym zupełnie emocji powiedzieć:

- Gimnastyczna 182, pojedziemy do mieszkania mojej koleżanki. Mimo, że nikogo tam nie ma, to wolę jechać do niej, niż samotnie spędzać ten czas we własnych czterech ścianach. U mnie wszystko będzie mi przypominać tego kutasa. Z resztą co to w ogóle Cię obchodzi - dodała rozżalona.

            Piotrek nie po raz pierwszy słyszał takie słowa. Był wielokrotnie wymyślany, lżony, mieszany z błotem, obrażany. Teraz jednak wiedział, że ta sympatyczna, młoda dama nie mówi tego poważnie, że przemawia przez nią złość.

            Podany adres nie sprawił, naszemu kierowcy najmniejszego problemu. Cztery lata pracy doświadczyły go w specyficzny sposób, ale i wiele nauczyły.

            Lekkie drgania przenosiły się do kabiny. Nawierzchnia ulicy Piotrkowskiej, swą świetność dawno miała za sobą. Piotrek zastanawiał się kiedy jego pasażerka będzie miała ochotę się odezwać. Auto skręciło w ulicę Tuwima. Bruk pamiętający jeszcze powstanie tego przemysłowego miasta, zwiększył poziom hałasu docierający do wnętrza. Po chwili jednak niemal znikł za sprawą sprytnego manewru. W rozstaw starych szyn tramwajowych, ułożonych w pewnej odległości od siebie, idealnie trafiały koła, tego leciwego już Mercedesa.

- odezwie się czy całą drogę będzie milczała. Lepiej gdyby się wygadała - rozmyślał chwile Piotrek.

            Auto dojeżdżało do Alei Mickiewicza, kiedy ściszonym i mocno wycofanym głosem odezwała się, dotąd milcząca dziewczyna.

- pochodzę z Tomaszowa, przyjechałam studiować tu dziennikarstwo. Wynajmuję kawalerkę na Pomorskiej...

- wiem - wtrącił się Piotrek - wiozłem Panią, dzisiaj z Piotrkowskiej.

aha, to Pan... - westchnęła głęboko dziewczyna i kontynuowała swoją historię.

- Marcina poznałam na jakiejś domówce. Od początku było jakoś inaczej. Nie kupował mi kwiatów, nie mówił do mnie czule, nie był ze mną na żadnej randce. Pomógł mi jednak znaleźć wyjątkowo tanie mieszkanie. Byłam mu bardzo wdzięczna. Spotykaliśmy się coraz częściej, ale zawsze u mnie. Kiedy pytałam o jego dom, rodzinę czy życie, to okropnie się wściekał. Po jakimś czasie przestałam...

- z czasem zaczął coraz częściej na mnie krzyczeć i mną pomiatać. Tłumaczyłam to sobie, jego stresującą pracą w Infosys'ie. Podobno wymagali od nich coraz więcej, nie chcąc płacić za nadgodziny. Nie miewał dla mnie zbyt wiele czasu. Miał również kłopoty finansowe, dlatego to ja płaciłam za nas we wszystkich lokalach do jakich sporadycznie chodziliśmy. Z dzisiejszej perspektywy, wszystko co mówił układało się w jedną całość, więc ciągle mu ufałam...

- między nami zaczęło się psuć, kiedy któregoś razu chciałam umówić się pod jego firmą. Pamiętam to jak dziś. Wybuchł i wykrzyczał mi, że mam nie wtrącać się w jego prywatne sprawy...

- dzięki koleżance z roku, sprawdziłam, że Marcin wcale tam nie pracuje. Kiedy zapytałam, wykręcił się mówiąc, że jest pracownikiem zewnętrznym. Ta rozmowa zakończyła się mega kłótnią. Wtedy pierwszy raz się go przestraszyłam.

- widywaliśmy się jeszcze rzadziej i tylko wtedy, kiedy mu na tym ewidentnie zależało. Wiadomo czego chce każdy samiec...

            Tu zamilkła na chwilę. Wzorek z tuszu na szyi ponownie się nawilżył. Po jej policzku spłynęła łza. Wytarła ją pospiesznie tak aby nie zauważył jej kierowca.

            Piotrek faktycznie jej nie dostrzegł. Był mocno skupiony na omijaniu dziur w jezdni.

- czy zawsze wyrwy w asfalcie muszą trafiać pod koło - pomyślał. Gdzie jest logika w usytuowaniu studzienek kanalizacyjnych na jezdni - zastanawiał się intensywnie.

            W pewnym jednak momencie, uporządkował myśli i ponownie wsłuchał się w swoją pasażerkę. 

- zaczęłam podejrzewać, że Marcin spotyka się z kimś jeszcze. Ślady szminki na kołnierzyku, czy zapach obcych perfum, zawsze, potrafił pięknie wyjaśnić. Na poparcie miał słowo swojego najlepszego kolegi z pracy, a co było chyba najbardziej wiarygodne - swojej szefowej.

            Dziewczyna zawahała się chwilę,  tak jakby dopiero teraz zastanowiła się czy ma opowiadać o tak prywatnych sprawach, obcemu i przypadkowemu facetowi. Łzy z powrotem napłynęły do jej szafirowych oczu. Tym razem ich nie otarła. Przestała przejmować się rozmazanym makijażem. Podniosła głos i rozżalona swoją trudną sytuacją wykrztusiła :

- żyłam w tym kłamstwie zbyt długo. Jaka ja byłam naiwna i głupia. Pragnienie bycia kochaną zastąpiłam przywiązaniem i ślepym zaufaniem.

            Mając chyba dziwne przeczucie, że chłopak siedzący z przodu jest niczym ksiądz, ciągnęła swoją spowiedź.

- dziś wieczorem wyszliśmy potańczyć. Nie widzieliśmy się ponad tydzień. Nie wspomnę jak dawno, nigdzie wspólnie nie wychodziliśmy. Bardzo cieszyłam się na ten wypad. Kupiłam sobie nową sukienkę i apaszkę, bo chciałam wyglądać dla niego pięknie.

- już na wejściu był zły. Zaczął mnie poganiać i krytykować. Przez całą drogę, słowem się nie odezwał. W klubie było jeszcze gorzej. Poświęcił mi dwa utwory po czym zniknął na dobre 20 minut. Wrócił na parkiet, ale przykleiła się do niego jakaś laska. Nie powiem, bo sposób w jaki tańczyli nie wskazywał, iż jest to tylko jakieś niewinne pląsanie. Byłam zazdrosna, ale myślałam sobie, że może ta szmata doczepiła się do niego, a on nie umie jej odmówić.

- po pewnym czasie, za sprawą chłopaka, który wciągnął mnie na dancefloor straciłam ich z oczu. Wywijaliśmy parę minut, ale zachciało mi się do toalety. Weszłam do męskiego, chcąc uniknąć gigantycznej kolejki przy drzwiach oznaczonych kółkiem. Już w wejściu usłyszałam jęki i przyspieszone oddechy dochodzące z jednej z kabin. Początkowo przeszył mnie strach, że to może być Marcin. Chwilę zastanawiałam się co robić. Zdałam sobie sprawę, że muszę się przekonać czy to on.

- i zrobiła to Pani ? - wtrącił niespodziewanie, żywo tym zainteresowany Piotrek.

- zebrałam w sobie trochę odwagi i z impetem oraz całą siłą jakiej dodała mi szalejąca w żyłach adrenalina, kopnęłam w drzwi. Zasuwka ustąpiła, odepchnięte drzwi uderzyły z hukiem w kartonową ściankę. Ten dupek właśnie zapinał tę sukę od tyłu. Proszę mi wierzyć jakie było jego zdziwienie, kiedy zobaczył mnie stojącą w futrynie. Wpadłam w szał. Złapałam rurę za jej blond włosy i wyciągnęłam z toalety. Na korytarzu wywróciła się, łamiąc przy tym obcas. Zostawiłam ją w takim stanie i wróciłam do tego frajera. Zdążył poprawić koszule i założyć spodnie. Wydarłam się na niego z całą mocą mych trzewi. Wykrzyczałam mu, że jest pieprzonym krętaczem, że odchodzę, że przestał znaczyć dla mnie cokolwiek. Fala gorąca przeszła mi po plecach. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie wytrzymałam ciśnienia i rozkleiłam się na dobre.

- Marcin stał niewzruszony. Poprawił kołnierzyk, zapiął spinki przy mankietach i ze stoickim spokojem powiedział mi, że od początku się mną bawił, że mieszkanie jest jego, że niski czynsz to tylko wabik. Śmiał się mówiąc, że z wdzięczności za pomoc każda, prędzej czy później "daje mu dupy". Bawiło go, kiedy wyjawiał mi, że ma trzy takie mieszkania, i nie dość, iż wyciąga dzięki temu niezłą pensję, ma seks za darmo, to jeszcze naiwniaczki ze wsi płacą za niego we wszystkich lokalach. Kiedy to usłyszałam, zawalił mi się cały świat. W gruzy obróciło się wszystko to w co wierzyłam. Wybiegłam stamtąd z płaczem.

            Widać było, że dziewczyna jest roztrzęsiona. Jej górna warga drżała jak w transie, kiedy przeżywała to po raz wtóry. Zapanowała przejmująca cisza. Tylko szum toczących się po asfalcie opon trafiał do wnętrza.

            Piotrek od dłuższego czasu próbował bezskutecznie pozbierać myśli, uporządkować w sposób logiczny wszystko to, co usłyszał. Nigdy wcześniej nie spotkał się z tak dramatyczną relacją. Był zdruzgotany zachowaniem facetów...

- wie Pani - zaczął niepewnie - nie potrafię tego wytłumaczyć. Mimo tego, iż jestem facetem, są to dla mnie rzeczy totalnie niezrozumiałe. Nigdy wcześniej nie słyszałem tak przejmującej opowieści. Zostałem wychowany w szacunku do kobiet i może dlatego nie potrafię tego ogarnąć. Przez całe lata nie umiałem przełamać lęku przed płcią piękną. Byłyście dla mnie niedoścignionym wzorem. Do dziś obdarzam Was ogromnym szacunkiem. Dla kobiety mojego życia, chcę być podporą i wsparciem. Chce być przy niej w chwilach trudnych, ponieważ ja kocham się kimś opiekować. Od dziewczyny oczekuję tego samego. Czułość i miłość to motor mojego życia.

             Tu Piotrek przystanął na chwilę, bowiem nie umiał w tym momencie bardziej szczegółowo opisać tego co czuje. Dziewczyna wykorzystując ten moment zawahania zaczęła mówić. Na próżno byłoby szukać tutaj jakiejś niepewności, która towarzyszyła jej poprzedniej wypowiedzi.

- Pan jest taki dobry, przepraszam za to co wcześniej mówiłam. Pan nie jest taki jak inni faceci. Jest Pan dobry, troskliwy, opiekuńczy i taki kochany...

            Ostatnie zdanie zabrzmiało jak wystrzelone z karabinu. Dziewczyna mówiła dalej jak zahipnotyzowana:

- całe życie marzyłam o romantycznej i czułej miłości, a spotkałam takiego drania. Chcę kochać i być kochana. Nawet nie wie Pan jak pragnę aby facet przytulił mnie swoim silnym ramieniem. Pocieszył w razie kłopotów, zmotywował do działania kiedy stracę pewność siebie.

             Dziewczyna zamilkła. Auto sunęło przed siebie. Swój bieg kończyła aleja Wyszyńskiego. Taksówka skręciła w ulicę Łyżwiarską by po chwili dojechać do adresu docelowego - ulicy Gimnastycznej. Naszej parze nie pozostało zbyt wiele czasu na rozmowę z czego coraz bardziej zaczęła zdawać sobie sprawę pasażerka. Kobieta zapytała strzelając zupełnie na oślep, jak gdyby nie było już odwrotu.

- wejdzie Pan do mnie ? porozmawiamy przy kawie. Poznamy się bliżej, bo czuję, że łączy nas coś więcej niż ta rozmowa. Zapraszam serdecznie, szukam swojej drugiej połowy, mężczyzny który mnie zrozumie, wysłucha i będzie przy mnie na dobre i na złe...

            Piotrek ostro wszedł jej w słowo, mówiąc:

- ja nie szukam… ja już ją znalazłem...



Piotr Kruszyński. Łódź. 2011.
_________________________________________________________________
...pozwolę sobie na mały wtręt jako autor tego tekstu...
opowiadanie powstawało nieco ponad dwa tygodnie. Jest kompilacją wielu sytuacji jakich doświadczyłem w swoim życiu. Jest zbiorem okoliczności w jakie zostałem niemal wtłoczony jako taksówkarz. Samo sedno opowieści jest jednak typową licencją poetiką. Wielu znajomych, którzy przebrną przez ten tekst, odnajdzie wątki ich dotyczące, które są niemałym dodatkiem do tego prostego i napisanego dla wprawki psychologicznego studium człowieka...