16 września 2010

prywatny plan do wykonania...

W tym roku byłem zmuszony odpuścić sobie wyjazd do Eisenach z powodów finansowych i braku pewności co do stanu auta, choć to jak się później okazało było tylko moją nieuzasadnioną obawą. Był jeszcze jeden powód - Zlot CultStyle w Wilczych Laskach. Początkowo nie brałem go poważnie pod uwagę, ponieważ miejsce oddalone od Łodzi o 380km, zlot tylko jednodniowy, więc wydatek spory a rozrywka niepewna. Nakręcony jednak przez Kramera oraz coraz bardziej chętny by pokazać nasze auta szerszemu gronu również za granicą, która to na pewno nie omieszka zerknąć na fotki - wybraliśmy się. Zdecydowałem się na to również dlatego, że miałem odłożone na IWT 60 litrów paliwa, nie jechałem sam oraz miałem swój prywatny plan do wykonania. Przygotowania rozpoczęły się od stoczenia nierównej walki w moim aucie z dziwnym efektem okresowego bicia tarcz hamulcowych. Po dokładnym przejrzeniu, oczyszczeniu, przesmarowaniu rozpracowaniu tłoczków uporałem się z problemem. Auto zostało dodatkowo wysprzątane, nawoskowane, doczekało się nowego malowania kół [ sprawa wygląda dyskusyjnie ] oraz gleby w postaci zapakowanych betów :D...

...wyjechałem w sobotę rano ustawiony z Kramerem na autostradzie prowadzącej do Poznania. Droga przebiegła wręcz cudownie. Piękna pogoda, zachwyceni pozostali uczestnicy dróg, często nie ukrywali swojego zdziwienia, szczególnie obywatele Niemiec. Prócz 80km koszmarnych kolein przed samym lotniskiem, można powiedzieć, że dojazd sympatyczny. W każdym razie daliśmy radę a zlot okazał się imprezą bardzo udaną. Przybyliśmy w sobotę późnym południem a impreza skończyła się około godziny 17:00 w niedzielę. Kramer wyruszył w drogę powrotną około 16:00 ja zostałem do końca. Nie skłamię mówiąc, że do końca ponieważ tego dnia sam, jeden jedyny nocowałem w swoim małym namiociku na płycie lotniska. Plan był jeden. Przespać się a dnia następnego tj. w poniedziałek pojechać do oddalonego o 90km Mielna...

...uczucie mocno surrealistyczne - sam na ogromnej przestrzeni, nieosłonięty od wiatru, walcząc z jego podmuchami, skazany na ewentualne rozszarpanie przez wilki jakieś :) Przetrwałem choć musiałem namiocik osłonić snopkami siana oraz samochodem aby nie obudzić się o 3:00 nad ranem trzymając same linki od mojego przenośnego domku :D Poranek przyniósł spore zachmurzenie ale nawet to nie odebrało mi bijącego z piersi poczucia wolności...

...spakowałem się, umyłem i ruszyłem przed siebie w ekscytującą drogę w nieznane. Mielno to miasto symbol, słowo klucz dla ludzi lubiących się bawić, imprezować, spędzać swój wolny czas w sposób niekontrolowany i swobodny. Wabiony tą wizją skusiłem się...

...trasa udana, jak zwykle bezproblemowa [ to auto pozwoliło mi się do tego przyzwyczaić :) ]. Na miejscu pierwszym problemem okazał się brak noclegu, ale byłem na to przygotowany. Samowystarczalny, zaopatrzony we wszystko co potrzebne do życia w pojedynkę zacząłem rozglądać się za polem namiotowym. Oczywiście nie stanowiło to problemu, gorzej było ze stroną finansową. Niefart chciał, że zatrzymałem się na campingu, na którym obowiązywały następujące stawki:
- namiot 15zł
- samochód 15zł
- osoba 5zł
- jednorazowy prysznic 2zł
- 5zł za rozbicie namiotu - buehehehe szkoda, że nie liczyli za chodzenie po trawie i każdorazowe otwieranie drzwi samochodu :)

...pomyślałem, że w ostateczności wezmę tą opcję pod uwagę, ale mając przed sobą cały dzień po prostu poszedłem pozwiedzać i poszukać czegoś tańszego. Myślałem nawet o kwaterze, ale tu przeszkodą o dziwo nie były ceny a fakt, iż byłem sam i nikt nie miał jedynek...

...mimo tych przeciwności udało się - znalazłem sobie pokoik. Dzięki uprzejmości Pani Ireny Oryszewskiej z ul. Bolesława Chrobrego 17 dostałem podwójne łóżko za całe 30zł za dzień. Białas zaparkowany był na zamykanym parkingu, kąpieli mogłem zażywać do bólu, do dyspozycji była również wspólna kuchnia i stołówka. Było bajkowo. Niemal centrum miasteczka, sympatyczna cena, godziwe warunki - zagrało jak trzeba. Najważniejsze to, żeby na swojej drodze spotykać ludzi pozytywnie nastawionych i próbować wchodzić do pokoi zwanych życiem jak nie drzwiami to oknem. Nauczyłem się tego będąc w Anglii parę lat temu na "pracujących wakacjach"...

...naturalnie z super promocyjnego campingu wyjechałem zostawiając zdziercom 10zł za całe 2 godziny postoju - ale chuj z tym i tak byłem do przodu a co najważniejsze zadowolony z obrotu spraw...

...wieczór spędzałem już rozlokowany, najedzony i szczęśliwy. W nocy ze słuchawkami w uszach rzuciłem się na zwiedzanie. I tu kolejne zaskoczenie. Mimo kończącego się sezonu życie tętniło tam do 3 w nocy. Młodzi ludzie chodzili sobie po uliczkach, siedzieli na plaży wpatrując się w morze, odwiedzali otwarte do wczesnych godzin porannych kluby. Było zupełnie tak jak opowiadali o tym znajomi, tyle że dało się odczuć już koniec wakacji. Trudno się mówi - ja i tak bawiłem się dobrze. Z browarkiem Broka w ręku [ Perły tam nie uświadczysz synu ] szwendałem się po deptakach. O dziwo czułem się tam bardzo bezpiecznie, policja faktycznie była widoczna i co fajne przymykała oczy na sączenie piwa za co duży szacunek. Byli ale tak jakby ich nie było, a to się chwali...

...w ciągu dnia próbowałem się lansować moim śmieciem, ale kosztowało mnie to za dużo nerwów, ponieważ jak się okazało tak reklamowana, bogata, wypoczynkowa miejscowość Mielno, równe i przygotowane na turystów ma tylko deptaki i promenady. Droga przelotowa w samej mieścinie ułożona jest z betonowych płyt, które skutecznie utrudniają jazdę na glebie. No cóż, chcąc nie chcąc chodziłem wszędzie pieszo, co miało również swoje pozytywne strony [ pozdrawiam spotkaną któregoś wieczoru, Agnieszkę z Zielonej Góry ]. To było nawet fajne, muzyka w uszy i di przodu. Potrafiłem chodzić tak średnio 5-6 godzin, czasami zaglądając do pokoju zostawiając zakupy i idąc dalej. Mieszkałem na tyle blisko centrum, że wszędzie było blisko. Po bułki wyskakiwałem sobie około 10:00, do warzywniaka po nektarynki koło południa, po południu do Polo Marketu [ nawiasem mówiąc jedynego marketu w mieście, którym były wieczne kolejki :) ] a wieczorkiem na parę piwek lub lampkę wina do całkiem sympatycznej knajpki vis a vis klubu KokoBongo...

...Dni mijały dość szybko. Drugiego wieczoru zostałem zaproszony przez koleżkę o ksywie Dżepetto - właściciela klimatycznego i bardzo fajnie zrobionego Malucha, który zrobił skądinąd spore zamieszanie na Wilczych Dupach. Zaopatrzony w Kadarkę spędziłem w całkiem klimatycznym miejscu ponad 5 godzin. Się gadało zajebiście to tak wyszło...

...c.d.n...