24 listopada 2012

nić porozumienia...

Dawno wszystko nie było mi tak obojętne jak teraz. Jeszcze nie poukładałem sobie całości w głowie. Jedyna "rzecz", a właściwie osoba na której mi zależało ostatnimi czasy, dość jasno dała mi do zrozumienia, że ma mnie gdzieś. Rzecz jasna, z tego mogło nic nie wyjść i to było by nawet normalne, ale przynajmniej moglibyśmy fajnie spędzić czas. Zająłbym czymś głowę przestał myśleć o tej paranoi. Dość długo pisaliśmy ze sobą i było całkiem miło. Poczułem pewnego rodzaju nić porozumienia, a to już jest samo w sobie kapitalne. Niestety w pewnym momencie coś się urwało i dalej był to już tylko monolog. Niby się przyzwyczaiłem, a jednak boli znowu tak samo. Ze mną jest chyba coś naprawdę nie tak. Druga, nowa znajomość, efekt ten sam...

...praktycznie nic mnie nie cieszy. Nawet rap już nie pomaga, a Wartburg stoi na działce nie ruszany już ponad miesiąc. Jest ostatnią rzeczą jaką zaprzątam sobie głowę. Nie przygotowany do zimy, nie zabezpieczony przed mrozem czy deszczem...

...niechęć, marazm, to dobre określenia. Wszyscy dookoła zauważyli, że coś mnie trapi. Coś ci jest, mówią na uczelni, co się dzieje, pytają w domu. Nie jesteś sobą, gdzie się podział zabawny, radosny Piotrek, mówią inni...

...sam się pytam...

...ale ufam też, że będzie dobrze, mimo wszystko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

wyrzuć to z siebie...