15 lipca 2013

stary dobry skurwiel...

Czy jestem tylko życiowym frustratem, czy wszystko czego się dotknę zamieniam w perzynę. Nie i to jest co najmniej dziwne. Ostatnio najlepszą sprawą jaka mi się udaje, to szkoła. Studiowanie po prostu mi pasuje i wychodzi. Ażeby nie być gołosłownym, to w zeszłym semestrze średnia za zdobyte oceny opiewała na poziomie 4,74, w tym natomiast wyniosła 4,85. Oczywiście dobre noty, to nie wyznacznik tego, że jest się w czymś dobrym, ale pewien sygnał, iż warto iść za ciosem i szukać sobie miejsca w tej konwencji. Wykładowcy również motywują mnie do pracy mówiąc, że jestem osobą ambitną, wyróżniającą się na tle innych studentów, osobą z dużym potencjałem. To cieszy i mimo, iż nie wiem jak to wszystko się ułoży, to na tę stronę księżyca patrzę jako na tą mocniej oświetloną...





...robiąc ten trudny rachunek sumienia, mogę powiedzieć sobie szczerze co jeszcze mi wychodzi. Jest to Wartburg. Tak, znowu on. To przekleństwo i zbawienie jednocześnie. Auto, które zabrało mi tak wiele, dając mi jeszcze więcej. Reaktywowana strona WartburgRadikalz cieszy się znowu powodzeniem, odnotowujemy średnio po sto unikalnych wejść dziennie, z resztą sama praca przy niej, daje mi niezłego kopa i powód do poszukiwania kolejnych tematów. A co do samego auta to również odczuwam pełną satysfakcję. Wreszcie jest dobra gleba, konkretne koło i spójny styl jaki prezentuje. Wcześniej odczuwałem pewien estetyczny dyskomfort, pewnego rodzaju stylistyczne niedowartościowanie. Bowiem w porównaniu do auta Wujka, mój Burger wydawał mi się nijaki, gorszy, słabszy, a na pewno brzydszy. Jednak wyjazd na kresy uświadomił mi jedno. Białas jest skurwysynem. Nawet przez myśl przeszło mi, że założenie polerowanych alusów odbierze mu charakteru, ale to nadal ten sam stary dobry skurwiel. Ma być niski, ordynarny, prosty - ba, on ma być prostakiem. Spartański styl auta żywcem ściągniętego z toru. Nie musi wyglądać, ma przyspieszać bicie serca i wzbudzać emocje. Uwierzcie mi, robi to. Kiedy drze pape na drugiej gardzieli, nie ma osoby, która się za nim nie obejrzy. A kiedy chce bezszelestnie dotoczyć się do skrzyżowania, też to potrafi. Dwoista natura. Niemal jak ja...




...ostatnią kwestią jaką mogę przyjąć za plus to moja prywatna wojna wypowiedziana wadze. Potyczka trwa od dawna. Wojny pewnie nie wygram nigdy, ale póki co odnotowuję wygrane bitwy. Od kiedy znowu się zawziąłem ubyło mi siedem kilogramów. W ruch poszedł rower, moja dieta i najistotniejsze - przestawienie głowy na odpowiednie tory. Po prostu wyznaczyłem sobie ambitny cel. Bałem się, że nie starczy mi wytrwałości, szczególnie po odmowie kolejnej dziewczyny. Mimo wszystko nie powiedziałem sobie - Piotrek, kurwa to bez sensu. Starasz się czy nie i tak nic z tego nie wychodzi. Po co się katować ? Nawet tak nie pomyślałem, bo robię to przede wszystkim dla siebie. Dla ciała i ducha. Może dzięki temu uzyskam pewnego rodzaju rozejm z niepewnością. Taką mam nadzieję. Z resztą bez wyzwań, człowiek sczezłby i nie różnił się od warzywa czekającego na uschnięcie...
 
...tak więc jeśli nawet nie znajdę kobiety mych marzeń, dziewczyny ze snów, pozostanie mi starać się być  najlepszym w tym co mi wychodzi i pracować, zarabiać dobry hajs i "kupić sobie miłość"albo chociaż przyjaźń. Takim niemal kontraktowym związkiem, z odpowiednim zapisem w intercyzie zapewniłbym sobie wsparcie "drugiej połowy" na starość :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

wyrzuć to z siebie...