11 marca 2014

stabilizacja emocji...

Wydawało by się, że jeśli czekasz na coś całe życie, to kilkadziesiąt minut, kilkanaście godzin, doba, dwa dni oczekiwania, to jak sekunda w matematycznym ciągu całego, minionego czasu. Ze mną jest inaczej. Owładnięty pewną myślą jestem zachłanny i niecierpliwy. Przeliczam momenty nie mogąc skupić się na niczym szczególnym. Bezproduktywnie marnuję chwile. Setne sekundy biegną wtedy z prędkością przemieszczania się kontynentów. Czas dłuży mi się jak szaleńcowi siedzącemu w domu dla obłąkanych. Nie umiem znaleźć sobie odpowiedniego miejsca. Bujając się w fotelu, gapię się w jeden punkt...

...zerkam ustawicznie na czat Facebook'a. Postać milczy...

...kiedyś się odezwie, zapewne, ale kiedy. Chciałbym ułożyć już jakiś plan, choć wiem, że jest to całkowicie irracjonalne. Uwielbiam myśleć na przód, tworzyć scenariusze i mimo, iż zdaję sobie sprawę z braku w tym wszystkim logiki, robię to. Przestałem sam się rozumieć, wychwytywać sens działań własnego umysłu. Mimo to, nadal kreuję sobie wizję. Chyba tego potrzebuję. To stabilizacja emocji jakiej nie potrafię inaczej zbudować...

...odezwałbym się częściej, raz za razem, ale nie chcę wyjść na natręta, desperata. Wiem, że im bardziej się staram, tym mniej mam...

...wypadałoby podchodzić do tego niemal beznamiętnie. Przecież nauczony doświadczeniem, powinienem być w tym mistrzem. To takie proste - "miej wyjebane, a będzie ci dane"- czyż nie...

...a jednak nie. Nie potrafię. Łudzę się nadzieją, że dając siebie, otrzymam choć skrawek drugiej osoby. Czy słusznie? Pod koniec życia poznam odpowiedź...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

wyrzuć to z siebie...