Wyszedłem z
domu. Musiałem, inaczej bym zwariował. Nie było chętnych do pójścia na
piwo czy na zwyczajne szwendanie się po ulicach. Zrobiłem to sam. Czasami
myślę, że tylko tak umiem żyć. Że nie ma nikogo, kto wytrzyma ze mną na
dłuższą metę. Dobrze, że mam jedynego kompana, który jest blisko i nie
odmawia mi nigdy towarzystwa. Może miewa kaprysy, swoje zdanie, ale w
efekcie tylko on chce ze mną być...
...o 1:30 wziąłem kluczyki, wyjechałem z podwórka najciszej jak
potrafiłem, zapiałem pasy. Nie wiem kiedy na liczniku pojawiło się ponad
dwadzieścia kilometrów. Snułem się po ścieżkach, rozmyślając. To nie jest łatwe, kiedy głowa musi skupić się na ciągłym unikaniu dziur, kluczeniu między pasami, zastanawianiu się jak
jechać i właściwe dokąd się udać...
...właśnie, dokąd zmierzam? Czy życie to taki kruzing bez
celu, bycie dla samego istnienia? Na tym to polega, wyjeździć całą benzynę jaką mamy i nie
znając celu po prostu zaprzestać podróży? To smutne, ale chyba tak
jest...
...stanąłem na stacji. Kawa o tej godzinie, szczególnie,
jeśli wcale nie muszę wytrzymać na nogach do wczesnych godzin porannych
to dziwny pomysł, ale miałem ochotę. Kiedy w życiu sami jesteśmy sobie
sterem i żaglem, władają nami pragnienia. Jesteśmy egoistami. Niczym i z
nikim nie trzeba się dzielić. Byle zdobyć pieniądze na życie, zapłacić
rachunki, kupić to co niezbędne i realizować swoje kaprysy. Zapewne
gdybym był bardzo bogaty, myślę, że nic i nikt, nie potrafiłby mnie
skłonić do rezygnowania z realizacji wyłącznie siebie samego...
...chciałbym się mylić, ale chyba nigdy na niczym i na
nikim mi nie zależało aby wyrzec się tego ciągłego ja, ja i tylko ja, na
rzecz nas. To musi być wspaniałe uczucie być za coś odpowiedzialnym,
być częścią kogoś. Choćby pomyśleć "a może i ona by chciała", a "może
zrobię coś dla niej, nie dla siebie"...
...dopijam kawę, szukam kluczyków do mojego Kumpla i ruszam dalej w drogę...
...noc jest długa, noc jest niezbadana. Wtedy rytm miasta wyznaczają nielicznie działające
sygnalizatory, puls wybijają lampy migoczące pomarańczową barwą. Błądzę
po ulicach. Wędruję tam gdzie poniosą mnie koła, gdzie zaprowadzi mnie
wyobraźnia. Szpaler latarni na Olechowie uspokaja, pedał gazu pod nogą o dziwo milczy. Radość dziś przynosi mi spokój. Dawno nie wziąłem Białasa
na spacer. Zupełnie bez potrzeby, większego namysłu i celu. Brałem
czasami Reda na podobne przejażdżki, ale potem zajęty życiem, gehenną
codzienności zapomniałem jak to jest...
...ale świetne jest to, że wspomnienia wracają za sprawą jego następcy. Wyciągnięte
kciuki osób które mijam pomagają się uśmiechać, na chwilę nie myśleć o
tym co najbardziej smutne. Lgnę do ludzi, mimo, że jeszcze niedawno wyrzekłem się wszystkich. Może po to wyszedłem dziś w nocy, pobyć z kimś
jednocześnie będąc tylko ze sobą. Samolub i egoista, stoi na Struga przy
Kościuszki. Uśmiecha się do przechodniów, którzy co i rusz wyrażają
aprobatę dla BurgerKinga...
...jeszcze mała rundka, parę skrzyżowań, jeszcze parę
sympatycznych twarzy, kilka kilometrów. Czas wracać z jak zwykle
niedostatecznym zapasem endorfin. Na ile wystarczą - nie wiem, póki co
jestem szczęśliwszy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
wyrzuć to z siebie...