01 maja 2013

strzał z inflatora...

W niedzielę wieczorem postanowiłem umyć dokładnie opony. Naszła mnie wtedy myśl, czy to aby normalne żeby facet po trzydziestce szorował wielki kawałek gumy szczoteczką do rąk w kabinie prysznicowej. Nie doszedłem do żadnych wniosków, bo naprawdę nie wiem czy się z tego śmiać, czy pozostało mi już z tego powodu płakać. W każdym razie wielu znajomych owładniętych takim hobby robi podobnie, więc chyba nie jest ze mną jeszcze tak źle. Miejmy nadzieję, że jeszcze nie oszalałem...

...po dokładnym ich wysuszeniu zaimpregnowałem "laczki" specjalnym preparatem marki "żółwik". Zostawiłem na noc delikatny nadmiar pomady do wchłonięcia, a następnego dnia rano rozprowadziłem pozostałości uzyskując głęboką, satynową czerń. Dodatkowo zabezpieczyłem ranty oklejając je specjalną lakierniczą taśmą PCV tak aby podczas zakładania opon, nie uszkodzić rantów. Wszystkie te prace związane były z wieczornym spektaklem mającym odbyć się w siedzibie Jarka - Majster Garaż'u...

...ze spakowanym kompletem, który o dziwo wszedł do bagażnika mojego mikro kombi, pracowałem parę godzin, by o 19:00 stawić się w swoistej "jamie zła"...





...jak zwykle przyjęty ciepło przez Jarosława na wstępie zostałem zdziesionowany żartem, że przecież on tego nie założy, bo tak się nie da, że za wąskie opony przywiozłem, i w ogóle to bardzo niebezpieczne...




...jednak strzał z inflatora załatwił sprawę. Potem pozostało tylko dobić odpowiednie ciśnienie i zważyć całość niczym przed pojedynkiem pięściarzy...









 ...na wygląd zmontowanych kół w pełnej okazałości jeszcze chwilę poczekacie, ponieważ nie ma pogody na dobre fotki. Z resztą nawet na robotę przy aucie nie bardzo się nadaje - długi weekend w tym roku szykuje się wyjątkowo chłodny i chujowy :D


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

wyrzuć to z siebie...