11 lutego 2009

sen na jawie...

Czuję pustkę i jakieś wewnętrzne wkurwienie. Nawet nie wiem konkretnie na co. Przytłacza mnie życie, jego monotonia, jednostajność. Wszystkie dni są takie same, bez wyrazu, bez większego sensu. Tracę ostrość widzenia, postrzegania rzeczywistości. Z horyzontu znikają co i rusz kolejne cele i marzenia. Prawda jest taka, że jestem nikim, niczego nie dokonałem i co raz wyraźniej widzę, że już tego nie zmienię. Młodzieńczy zapał gdzieś prysł i nastała szara codzienność, w której nie ma miejsca na mrzonki. Tak bardzo chciałem na wiosnę kupić Wartburga aby móc wybrać się nim na zlot w Niemczech, tym czasem nie zanosi się abym mógł to zrealizować. Brak kasy, brak miejsca, ogólny sprzeciw reszty mojej rodziny. Nie rozumiem jak to jest. Nigdy nie zrobiłem nic złego, fakt że zawiodłem swoich rodziców, ale biorąc pod uwagę, że nie kradnę, nie piję, nie ćpam to jednak nie mogę się zrealizować. Czasami wydaję mi się, że powinienem postawić na swoim, ale z drugiej strony nie potrafił bym się tak otwarcie przeciwstawić ich zakazom. Może jestem tchórzem ? Pewnie tak, nigdy nie potrafiłem podejmować ważnych dla siebie decyzji - zawsze się bałem. Nie potrafię nic zmienić w sobie ani w swoim życiu. Dzień w dzień chodzę do pracy, widzę te same miejsca a dostrzeżone sytuacje zaczynają zlewać się w całość. Godziny się dłużą a brak kasy potęguję moje podłe samopoczucie. Czy ja się do czegoś w ogóle nadaję. Wykonuję chyba najprostszą prace, żeby nie powiedzieć prostacką. Przecież tu nie trzeba myśleć, nie trzeba być kreatywnym, ciekawym świata. Jestem taksówkarzem...

...zawsze myślałem, że mam głowę pełną pomysłów, że wystarczy podjąć tylko jakiś minimalny wysiłek aby zdobyć cel, aby zrealizować marzenie. Właśnie marzenie - byłem i nadal jestem marzycielem, niestety takim który sen na jawie woli od jego urzeczywistnienia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

wyrzuć to z siebie...