03 lutego 2013

pojedyncza sekwencja...

Miało być więcej konkretów, a mniej wynurzeń osobistych. Jak widzicie nie umiem z nich zrezygnować, szczególnie kiedy zostanę odpowiednio sprowokowany. Katalizatorem tekstu stała się koleżanka, z którą od czasu do czasu prowadzę, długie, sympatyczne i ciepłe nocne rozmowy. Zapytany przez nią: "kiedy zorientowałeś się, że lubisz pisać i sprawia ci to czystą przyjemność" - zaniemówiłem. W efekcie myślałem nad tym całą sobotnią noc. Owocem rozważań jest odpowiedź wyrażona w tych kilkunastu wersach, odpowiedź, która niesie ze sobą hasło - "ostatecznie zawsze zwyciężam"...


...fikcja i fakty, zmieszane ze sobą w odpowiednich proporcjach to niesłychany oręż w rękach twórcy. W umyśle artysty toczą się ciągłe boje. Ta psychologiczna wojna często niweczy wszystkie ambitne plany jakie pisarz nosi w sobie. Niejednokrotnie atakowany przez myśli ma jeden podstawowy problem. Jak przenieść jednorodną, homogeniczną, wręcz bezkształtną masę słów na papier. Bowiem jeśli jedno zdanie potrafi zapisać na przynajmniej dwa sposoby, to zabierając się za każde z nich z osobna, w chwilę później potrafi zbudować dwa kolejne. Postęp geometryczny z jakim boryka się istota rozumna pozbawiona nawet najmniejszej wiedzy ścisłej, myśląca jedynie abstrakcyjnie, w moment gubi się w tym wszystkim. Naciska "backspace" na klawiaturze lub zawzięcie skreśla postawione na celulozie zdania. Robi to z taką pasją, zapalczywością i wytrwałością, że mógłby jej pozazdrościć niejeden zawodowy plastyk. Dopiero w momencie, w którym sam nie jest w stanie odczytać żadnej linijki, jest usatysfakcjonowany. I kiedy myśli, że zwyciężył tę materię, przychodzi zastanowienie, że sam znalazł się w punkcie wyjścia. Stworzył tyle, by nie mieć nic...

...żadne inne zajęcie nie daje tak małej satysfakcji, z tak, by się wydawało dużych nakładów pracy. Dla osób stawiających swoje pierwsze kroki w dziedzinie kapryśnego słowa, jest to znaczący problem. Łatwo wtedy o zwątpienie. Zaczynamy łamać ołówki, a odciski na dłoniach to jedyne świadectwo naszych jałowych starań. Myślimy sobie, że przegraliśmy grę zwaną "tworzenie", że gonitwa za zdaniem doskonałym dobiegła końca. Słowo - to niezapisane, zwyciężyło, ponieważ nie powstało. Może gdzieś zawiesiło się na ułamek sekundy w ciele migdałowatym, ale nieprzelane na papier nie zaliczyło się jako wypowiedziane...

...tak więc tkwimy tak w bezruchu, myśląc, że wszystko stracone, gdy nagle głowa, ten sam mózg, który przed chwilą zawiódł nasze literackie żądania, właśnie stworzył kolejne zdanie. Tym razem jest najodpowiedniejszym nośnikiem naszych emocji. Dokładnie tego co chcieliśmy wyrazić. Czujemy ulgę, pewnego rodzaju zadowolenie, a może nawet dumę. Czytamy je raz jeszcze, ponownie i znowu. Nadal jest dobre. Najwyżej zmieniamy w nim szyk, podbijamy dramaturgię jakimś słowem. Któreś z nich skreślamy, zastępując je innym, lepszym...

...endorfiny łagodzą nerwy, które jeszcze przed momentem kołatały sercem i rozumem. Zwątpiliśmy by ponownie uwierzyć w siebie...

...a teraz czytelniku, weź pod uwagę, że to dopiero jedno zdanie, że pojedyncza sekwencja przysporzyła tyle rozterek. A przecież przede mną tysiące podobnych, aby stworzyć coś ciekawego...

1 komentarz:

  1. "Tacy jak ja , opowiadacze
    perfekcjoniści tak jak ja
    jak będę na pewno nazwany żyją we wspomnieniach bardzo długo
    czasem ktoś mnie wskrzesi opowiadając o tym co opowiadałem
    tylko że nie jeden coś ujmie , coś doda , zmieni szyk wyrazów
    i o dwa słowa potem w zdaniu za dużo
    ktoś będzie się starał może nawet mnie poprawiać
    ktoś drugi po latach zmiesza mnie z innym opowiadaczem
    jeśli ten inny będzie lepszy o de mnie oczywiście zyskam
    jeśli gorszy stracę
    tak czy inaczej gdy zjawi się w opowiadaniu będzie
    to jak kopia mojego portretu wykonana , wybaczcie przez nie tęgiego majstra".

    http://wujek353w.blogspot.com/2013/02/chiny-oczami-sebiusha.html

    OdpowiedzUsuń

wyrzuć to z siebie...